Już wiadomo, że te zamachy wywróciły wszystkie przedwyborcze sondaże we Francji do góry nogami. Islamiści chcieli wpłynąć na wyniki wyborów i niewątpliwie na nie wpłyną. Trudno odpowiedzieć jeszcze na pytanie, w jaki sposób. Inna rzecz, że doskonale pokazały one także, że zagrożeniem dla Europy wcale nie jest islamizm, ale… samobójcze tendencje samych Europejczyków.
Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Tak się składa, że… zamachowiec z Paryża był już kilkukrotnie zatrzymywany przez policję. Służby stawiały mu zarzuty chęci zabijania policjantów. A sądy zwalniały go, bo… rzekomo brakowało dowodów na to, że on rzeczywiście chciał kogoś zabić. A brakowało ich, bo przecież jeszcze nikogo nie zabił, a islam jako religia pokoju i miłości nie może przecież skłaniać nikogo do zabijania. I tak to trwało aż mężczyzna rzeczywiście zaczął zabijać.
Ta sytuacja, niestety, doskonale pokazuje, że największym zagrożeniem wcale nie jest islamizm, ale samobójcze tendencje samej Europy (w tej konkretnej sytuacji Francji), która najwyraźniej zdecydowała się popełnić samobójstwo z politycznej poprawności. Standardy, które próbuje stosować są zabójcze dla jej przyszłości, naiwna wiara w to, że za pomocą kredek i kredy można zwalczyć islamizm i terroryzm, są najlepszą drogą do trumny. Z jednej strony mamy bowiem zdeterminowanych zabójców, a z drugiej… naiwniaków, którzy wierzą, że zakłamując rzeczywistość, udając, że jej nie ma, mogą cokolwiek uzyskać.
Inna sprawa, że może się łatwo okazać, że… tym razem islamiści przedobrzyli. Kiedyś, na początku XXI wieku, udało im się doprowadzić w Hiszpanii do zwycięstwa Zapatero. I zapewne teraz chcieli powtórzyć ten manewr. Tyle, że sytuacja jednak głęboko się zmieniło i może się łatwo okazać, że tym razem… zamachy wzmocnią nie skrajną czy umiarkowaną lewicę, ale… antyislamską prawicę. Może się więc okazać, że jeśli kogoś zamachy wzmocniły to… Marine Le Pen.
Tomasz P. Terlikowski