Po zamachach, jak zwykle usłyszeliśmy, zapewnienia, że Zachód nie da się zastraszyć i odważnie przeciwstawi „swoje wartości” islamizmowi I niestety, jak zwykle, przyszło nam usłyszeć, jakie są to wartości - pisze Tomasz Terlikowski.
Dlaczego niestety? Bo Theresa May zapewniła, że chodzi o tolerancję i inne zachodnie wartości, które niestety trzeba określić mianem wartości „miękkich”. Żadna z rzeczy, które mają obecnie stanowić o obronie cywilizacji zachodniej, nie ma w sobie potencjału, by za nią umierać, a skoro tak, to trudno sobie wyobrazić, by ktoś chciał za nią konsekwentnie żyć. Co gorsza śmierć dla ogromnej większość z ludzi Zachodu oznacza koniec wszystkiego, naszym głównym celem jest więc jej uniknięcie, a szerzej uniknięcie każdego cierpienia.
Inaczej jest z islamem. Religia ta, choć kieruje oczywiście ku wieczności (tak jak ona ją rozumie), zawiera w sobie ogromny potencjał doczesny, a opiera się na „wartościach mocnych”, twardych, na istnieniu Transcendencji, która wymaga konkretnych rzeczy od swoich wyznawców, ukierunkowuje ich działania, a także za pewne działania nagradza, a za inne karze. Jakby tego było mało poświęcenie się, ofiara z życia nie tylko nie kończy naszej drogi, ale jest otwarciem się na wspaniałą nagrodę. Muzułmanin umierając dla islamu, dla Allaha oczekuje nagrody, a śmierć nie jest dla niego synonimem pójścia do piachu.
Starcie takich dwóch systemów wartości, w dłuższej perspektywie, musi skończyć się fiaskiem systemu miękkiego. Nie ma powodów, by ludzie, którzy nie widzą nic dla czego warto byłoby umierać mieliby żyć dla czegokolwiek. Muzułmanie dla Allaha nie tylko umierają, ale też - choć, o czym przypomniał ostatni apel Erdogana - mają dla niego dzieci. Europejczycy coraz częściej zamiast dzieci mają pieski. A tak się składa, że cywilizacje, które nad życie dzieci przedkładają życie piesków czy kotków są skazane na zagładę. Muszą zdechnąć, albo ktoś - w tym przypadku muzułmanie - przeprowadzi na nich, wcale nie bezbolesną eutanazję.
I w całym tym sporze kompletnie nie ma znaczenia, czy islam nam się podoba czy nie, czy jesteśmy nim zachwyceni czy zgorszeni. Wnioski te wynikają z analizy ludzkiej natury, która potrzebuje jakiejś wiary, przekonania o wartościach, za które warto umierać (mieli je i naziści i sowieccy komuniści, o kolonialistach nie wspominając). Gdy jej brakuje kończy się cywilizacja, a zastępuje ją taka, która wiarę tę posiada. I niestety wiele wskazuje na to, że to właśnie dzieje się w Europie.
Tomasz P. Terlikowski