Tajne służby wiedziały, co dzieje się w redakcjach "Wprost", "Do Rzeczy" i "W Sieci"
W programie "Rozmowa ściśle jawna" Piotr Nisztor rozmawiał o nielegalnej inwigilacji dziennikarzy po ujawnieniu przez tygodnik "Wprost" afery taśmowej.
Według gości programu Romana Osicy (Radio Zet), Cezarego Bielakowskiego ("Wprost") i Cezarego Gmyza ("Do Rzeczy"/Telewizja Republika) istnieją poważne podejrzenia, że w takie działania zaangażowane było nie tylko Biuro Spraw Wewnętrznych Policji, ale również inne służby specjalne. W tym m.in. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Służba Kontrwywiadu Wojskowego, a także Centralne Biuro Antykorupcyjne.
– Aż cztery instytucje były w tę sprawę zaangażowane przy pełnym zastosowaniu środków operacyjnych, a więc BTSy, czyli logowania, geolokacja, pobieranie bilingów, podsłuchiwanie plus obserwacja plus używanie tajnych współpracowników, mających kontakty w redakcjach, które pozwalały uzyskiwać służbom tak zwane informacje wyprzedzające. (...) Była inwigilowana w ten sposób redakcja "Wprost", redakcja "Do rzeczy" i redakcja "W Sieci"- mówił Cezary Gmyz.
Służby na bieżąco otrzymywały więc informacje m.in. o tym co działo się w tygodniku "Wprost" w czasie ujawniania pierwszych nagrań z rozmowami najważniejszych osób w państwie. Kto był źródłem?
– Były to osoby, które przekazywały informacje o tym, co się działo w redakcjach innym dziennikarzom i inni dziennikarze funkcjonowali jako nieoficjalni współpracownicy tajnych służb i przekazywali informacje wyprzedzające na temat przygotowywanych publikacji związacych z aferą taśmową, związanych m.in. ze sprawą Ciechu. (...) Służby miały odsłuch na temat tego, co się działo w poszczególnych redakcjach – podkreślił Gmyz.