Za czasów walki z lustracją stałym elementem ośmieszania antykomunistów było udowadnianie, że „Gazeta Polska”, Kaczyński i Macierewicz wszędzie widzą
agentów. Problem polegał na tym, że agentów komunistycznej bezpieki rzeczywiście trochę było i od czasu do czasu ich teczki – głównie za przyczyną naszych publikacji – wypływały. Wielu dziennikarzy broniąc się przed posądzeniem o oczywisty koniunkturalizm, tłumaczyło, że w przeciwieństwie do nas nie widzi wszędzie agentów. I oczywiście ich nigdzie nie dostrzegało. Takie wytrychy słowne wystarczały, by ze zwolenników lustracji robić oszołomów, a z jej przeciwników lub oczywistych tchórzy – ludzi rozsądnych - pisze w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska" redaktor naczelny Tomasz Sakiewicz.
Dzisiaj smrodek tamtej metodologii wrócił, ale częściej w wykonaniu zwolenników Konfederacji. Słuchając ich, mam wrażenie, jakbym czytał „Gazetę Wyborczą” sprzed 10–15 lat. Tłumaczą nam, że w przeciwieństwie do nas nie dostrzegają wszędzie rosyjskich agentów, a szczególnie nie widzą ich masowo w Konfederacji. Problem w tym, że nie o agenturę tu chodzi: bardziej o zdradę i rażącą głupotę, która szkodzi jeszcze bardziej niż zdrada.
Kim jest agent czy szpieg? To człowiek zwerbowany do tajnej służby. Zdarza się, że zostaje pozyskany pod obcą fl agą. To znaczy myśli, że pracuje dla jednych, a faktycznie szpieguje dla drugich. Jednak większość agentów doskonale wie, dla kogo pracuje i po co. Szpiegów tak naprawdę wielu nie ma. Proces werbunku jest trudny i często niebezpieczny. Sama praca agenta naraża jego i wielu ludzi na poważne kłopoty. Lepsi więc od szpiegów są zdrajcy. Oczywiście tajniak służący obcemu państwu na szkodę własnego jest zdrajcą, ale grono zdrajców jest zwykle dużo większe niż szpiegów. To ludzie, którzy bez werbunku działają na szkodę własnego państwa. Zamiast pozyskiwać agentów, lepiej opleść wybranych ludzi siatką interesów lub idei, które ich do zdrady popchną. Można przekonać przecież, że Zachód jest tak zepsuty, iż tylko zdrowa Rosja nas wyrwie z pęt syjonistów i masonerii. Od tego już tylko krok do zdrady. Tym bardziej że za tym może iść propozycja wsparcia w wyborach albo w biznesie.
Najcenniejszym nabytkiem dla obcych mocarstw są pożyteczni durnie. To ludzie, którzy bez własnego interesu, ale w pełnym przekonaniu słuszności działania, szkodzą własnemu krajowi. Czyli poświęcą się, by zrealizować pomysły, które rodzą się w Moskwie lub innych państwach mających wobec nas wrogie zamiary. Poświęcą się, sądząc, że służą własnej ojczyźnie. Czego Moskwa chce od swoich szpiegów, zdrajców i głupców działających w Polsce?
CAŁOŚĆ JUŻ DZIŚ W TYGODNIKU "GAZETA POLSKA". IDŹ I KUP!