– Próbowaliśmy się kiedyś dowiedzieć jakie dokumenty otrzymują eksperci zanim zezwolą na wprowadzenie szczepionki na rynek. Chcieliśmy zrozumieć na jakiej podstawie wybierane są dane produkty, które otrzymują nasze dzieci. Bez tej elementarnej wiedzy nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy dany preparat jest bezpieczny, czy nie – mówiła w programie „Ekonomia Raport” Małgorzata Dźwikowska. Gośćmi programu byli również inni przedstawiciele stowarzyszenia Stop-NOP Przemysław Cuske i Justyna Socha.
Jak wygląda wprowadzenie szczepionki na rynek?
– Producent szczepionki musi pokazać badania potwierdzające, że jego produkt jest bezpieczny i skuteczny. Do badań tych nie mają jednak dostępu obywatele. Kiedy składamy wniosek publiczny o udostępnienie wyników tych badań, to dostajemy z urzędu odpowiedź, która mówi, że musimy udowodnić „interes prawny”. Nie wiadomo jednak, co się kryje pod takim pojęciem. Skutkuje to batalią na pisma, ale nie prowadzi, to nigdy do ujawnienia wyników tych badań. Nie ma nad szczepionkami żadnej kontroli społecznej – mówiła Justyna Socha.
– Trzeba też wspomnieć, że badanie kliniczne szczepionek jest inne, niż badanie leków. Szczepionki są badane beż neutralnego placebo, przez co monitorowanie masowych szczepień jest bardzo ważne. My patrząc na opinię naukowców i głosy rodziców, których dzieci dotknęły powikłania poszczepienne możemy stwierdzić, że kontrola nad szczepionkami kuleje. Bilans korzyści i ryzyka szczepionki nie może zostać w żaden sposób określony, bo nie ma w tej materii odpowiednich danych – zauważa Socha.
– Od jakiegoś czasu przy szczepionkach jest w krajach UE stosowana centralna procedura w wyniku, której wystarczy w jednym kraju dopuścić szczepionkę, a będzie ją można dystrybuować i sprzedawać na terenie całej wspólnoty. Mamy obawę, że kraje z lepszym systemem medycznym są narażone na niebezpieczeństwo przez kraje z mniej precyzyjnym systemem – informuje dalej przedstawicielka Stop-NOP.
– Próbowaliśmy się kiedyś dowiedzieć jakie dokumenty są przedstawiane przez koncerny farmaceutyczne naszym grupom ekspertom w Ministerstwie Zdrowia. Na jakiej podstawie wybierane są dane produkty, które są stosowane obowiązkowo – informuje Małgorzata Dźwikowska.
– Kiedyś prasa była cenzurowana i były to takie czarne paski na tekście. Tak właśnie nadal wygląda informacja publiczna o dopuszczonych na rynek szczepionkach. Nawet nazwiska ekspertów opiniujących daną szczepionkę są zawsze zaczernione. Połowa stron raportu jest zakreślona, tak by nie można było nic z niego zrozumieć. Jedyne informacje podane do publicznej wiadomości, to takie mało istotne informacje reklamowe, które możemy spotkać wszędzie. Wszystko co dotyczy bezpieczeństwa, skuteczności preparatu i finansów jest zawsze niejawne. To jest skandal. Tak nie może wyglądać informacja publiczna, ponieważ odbiorcami szczepionek jesteśmy my i nasze dzieci, a nie ludzie, którzy ustalają przetargi i zmuszają do przyjmowania nieodpowiednio przebadanych preparatów – informuje dalej Dźwikowska.
– Jawny powinien być pełen skład preparatu, ale to też nie jest wystarczające dla pełnego bezpieczeństwa dzieci. Nie przestawia się najważniejszego, czyli działania wszystkich składników preparatu. Niektóre z nich są powszechnie znane za szkodliwe, a mimo to wmawia się, że akurat w tej szczepionce nie niesie to za sobą niebezpieczeństwa – zauważa ekspertka.
– Wiele dzieci jest szczepione w jednym czasie wieloma szczepionkami. Nie ma żadnych badań, które informują o wzajemnym wpływie tych preparatów na siebie. Jeśli nawet coś będzie się działo dziecku po szczepionce, to nie jesteśmy w stanie określić, po którym składniku. Tak to działa niestety nie tylko w Polsce. Jest to problem całego świata – dodała Małgorzata Dźwikowska.