Środowe koszenie: Aglomeracja warszawska – yes, yes, yes
Temat aglomeracji może być symbolem polityki w Polsce od momentu objęcia rządu przez Prawo i Sprawiedliwość. Opozycja dostała ataku histerii, mimo że pomysł jest spełnieniem jej postulatów wyborczych. PiS z kolei do tematu podszedł nieco nieprzygotowany, z gorącą głową, zupełnie zapominając o zasadach wizerunku politycznego. Szkoda bo sama idea jest warta spełnienia i to jeszcze w tej kadencji parlamentu.
Fakt, że granice miast będą ulegać zmianie jest tak banalny, że nie bardzo rozumiem potrzebę tłumaczenia go. Szczególnie w miastach tak dynamicznie rozwijających się jak Warszawa. To, że na pewnych obszarach Ursynowa jeszcze kilkanaście lat temu hodowano kapustę nie zmieni tego, że dzisiaj znajduje się tam pełnoprawne miasto. Granice miejskie są po to, żeby życie ułatwiać, a nie kurczowo się ich trzymać. Mieszkańcy podwarszawskich miasteczek są osobami, które de facto w żyją w Warszawie, bo tu pracują, studiują, odpoczywają i spędzają znaczną część doby. Zupełnie nie rozumiem dlaczego prezydenta Warszawy mają wybierać mieszkańcy dalekiej Białołęki (Augustów), a nie Ząbek czy Marek, które są Warszawie bliższe, chociażby komunikacyjnie.
Miasteczka podwarszawskie to najszybciej rozwijające się miasta w Polsce i rozwój ten zawdzięczają Warszawie, nie widzę więc powodów, dla których miałyby istnieć jako samoistne organizmy, szczególnie, że władza dzielnic jest bardzo silna. Za przykład takiego boomu demograficznego może świadczyć Piaseczno, które w 1995 r. miało 25 tysięcy mieszkańców, dziś jest to 45 tys. czy Ząbki, które w tym samym czasie podwoiły swoją populację (z 16 do 32 tysięcy). Funkcjonowanie tych miejsc, jako osobne podmioty, to tak naprawdę wielka krzywda, chociażby pod względem dużych, miejskich inwestycji. Takie Ząbki już dawno powinny doczekać się linii tramwajowej.
PiS do tematu podszedł niestety zbyt pochopnie. Zupełnie niepotrzebnie już teraz prezentowano listę gmin, które mają do aglomeracji wejść. Prawica ma wystarczająco dużo czasu na przygotowanie tej zmiany, powinny odbyć się konsultacje, dobrze przygotowana kampania informacyjna, na początku powinna pojawić się debata, dopiero później konkretny. A tak niestety wyszło dość śmiesznie. Bo o ile włączenie do Warszawy Marek, Ząbek, Pruszkowa, Piastowa, Józefowa, Raszyna ma sens, to Nieporęt, Grodzisk Maz., Góra Kalwaria czy Otwock, jako dzielnice, wywołały zasłużony śmiech.
Cieszę się, że projekt trafił do sejmowej „zamrażarki”. Mam nadzieję, że niczym bigos po podgrzaniu zyska smak. Oby tylko kucharz się nie zagalopował z przyprawami, szczególnie, że może to okazać się kluczowym daniem przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi. A warto do nich przystąpić w pełni sytym.