Politycy Platformy Obywatelskiej, choć przez chwilę potrafili zachować się odpowiedzialnie, teraz znów mają usta pełne oskarżeń i zarzutów, że rząd robi niewiele, że z opóźnieniem, a prezydent prowadzi kampanię wyborczą na koronawirusie (gdyby nie pokazywał się publicznie i milczał, te same osoby drwiłyby zapewne, że pewnie znów pojechał na narty).
Część parlamentarzystów, jak np. wspomniany dziś przez nas Adam Szejnfeld, sieje panikę to w sprawie dostępu do testów, to w sprawie stanu zagrożenia epidemicznego. Niektórzy politycy KO, jak Mirosław Suchoń, rozsiewają fake newsy o rzekomym wyjściu wojska na ulicę. Od czasu do czasu zza węgła wyskakuje również były premier Donald Tusk, który chyba jest święcie przekonany, że – choć nie pełni już ważnej funkcji ani w Polsce, ani w UE, a w każdym razie nie tak ważnej jak niegdyś – cała Polska czeka w napięciu na to, co zatwittuje.
W tym kontekście warto przypomnieć, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i cofnąć się o 11 lat. Premierem był wówczas Donald Tusk, stojący na czele rządu PO-PSL. Ministerstwem Zdrowia kierowała późniejsza premier Ewa Kopacz. W Polsce szalała świńska grypa, w wyniku której zmarło 180 osób.
Rząd PO-PSL uspokajał wówczas nastroje społeczne. Ówczesna minister zdrowia zapewniała, że „wszystko jest pod kontrolą”.
– Śpijcie spokojnie, pracujcie spokojnie i cieszcie się wiosną- podkreślała Ewa Kopacz w rozmowach z dziennikarzami.
Szczyt zachorowań na H1N1 w Polsce miał miejsce w okresie od listopada 2009 do lutego 2010 r. Tak zwaną świńską grypę stwierdzono najpierw w Meksyku, w kwietniu 2009 r. Gdy grypa dotarła do Polski, w jej szczytowym okresie zmarły 182 osoby- według władz. W rzeczywistości jednak zgonów było znacznie więcej- podawał w 2014 r. portal Niezależna.pl, wskazując, że większość zmarłych pacjentów można było uratować.
– Gdy świat zmagał się z nowym wirusem, polski rząd przyjął linię całkowicie odmienną niż władze innych krajów. Zamiast alarmować lekarzy i społeczeństwo, ostrzegać przed grożącym niebezpieczeństwem i podejmować rozmaite działania zapobiegawcze, rząd PO-PSL postanowił „świńską grypę” zbagatelizować. Jego przedstawiciele wielokrotnie twierdzili, że… wirus nam nie zagraża. Donald Tusk 6 listopada mówił np. o „zwykłej grypie sezonowej, nie pandemicznej”-czytamy na Niezależnej. W podobnie lekceważącym tonie wypowiadała się ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz.
– Dzisiaj w Polsce mamy zachorowania na grypę sezonową, biorąc pod uwagę rok i jeszcze poprzedni, na poziomie pół miliona. Na grypę H1N1 choruje 200 osób, dwieście słownie- wskazała polityk w dniu 9 listopada, gdzie z powodu powikłań umierał pierwszy pacjent.
Resort zdrowia błędnie ukierunkował także lekarzy, którzy byli przekonani, że przy H1N1 wystarczy stosować tradycyjne leczenie, jak w przypadku grypy sezonowej: aspiryna, paracetamol oraz leżenie w domu. Jak się okazało, leczenie świńskiej grypy powinno być zupełnie inne. Instytucje podległe minister Ewie Kopacz notorycznie dezinformowały zarówno lekarzy, jak i pacjentów, przekazując WHO zupełnie inne informacje niż te podawane do publicznej wiadomości w Polsce.
To zastanawiające, że partyjni koledzy europoseł Ewy Kopacz mają dziś czelność zarzucać rządowi okłamywanie Polaków.