"Rehabilitujemy ostatnią spaloną w Słupsku czarownicę Trinę Papisten poprzez nazwanie jej imieniem jednego z naszych rond" – napisał na swoim Facebooku Robert Biedroń, prezydent miasta. Choć to pierwszy taki przypadek w Polsce, kontrowersji wokół decyzji władz Słupska nie brakuje. Prawdziwą historię "czarownicy" przytacza Tomasz Rożek, dziennikarz "Gościa Niedzielnego".
"Słupsk jest pierwszy miastem w Polsce, które uhonorowało czarownice, kobietę, która została skazana na tortury i spalenie za rzekome czary i pakt z diabłem. Niektóre państwa, np. Niemcy, Szwajcaria, Szwecja, USA rehabilitują czarownice. M.in. ulicom w wybranych miastach nadawane są ich imiona" – czytamy na stronach internetowych słupskiego magistratu.
Trina Papisten, a właściwie Katarzyna Zimmermann, została skazana za czary w 1701 roku i spalona na stosie. Miasto opisuje w sieci jej historię, wskazując, że prawdziwym powodem kary był fakt, iż "jej mieszanki ziołowe sprzedawały się lepiej niż leki w miejscowej aptece". Jak dodano, ta informacja nie znalazła się w akcie oskarżenia Triany Papisten, który zawierał 68 paragrafów. Wyrok, skazujący kobietę na śmierć przez spalenie, ogłoszono publicznie w Słupsku 30 sierpnia 1701 roku.
Była katoliczką
Jak zauważa Tomasz Rożek, dziennikarz "Gościa Niedzielnego", władze miasta kreują Trianę Papisten na ofiarę okrutnej inkwizycji, lecz jej prawdziwa historia była zupełnie inna.
"Trina Papisten nazywała się Katarzyna Nipkowa. Została zamęczona przez Protestantów za to że była Katoliczką. "Papisten" nie było jej nazwiskiem, tylko pogardliwym określeniem papistki czyli właśnie katoliczki. Mamy więc w Słupsku rondo "Kaśki Katolki", dziewczyny zabitej i spalonej za wiarę katolicką. A wszystko dzięki lewicowym władzom Słupska" – podkreśla na swoim Facebooku Tomasz Rożek.