Śledztwo w sprawie organizacji przez cywilnych urzędników lotów premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska z 7 i 10 kwietnia 2010 r. ma zostać wznowione – zdecydował Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia.
Sąd rozpoznał zażalenia na umorzenie tego śledztwa jesienią ub. roku przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga. Zażalenia złożyło 21 osób mających status pokrzywdzonych w sprawie. Sąd uchylił jednak decyzję prokuratury nie na wniosek pokrzywdzonych, ale z urzędu.
"Nie było oceny dowodów - to błąd"
Sędzia Wojciech Łączewski powiedział w uzasadnieniu wtorkowego postanowienia, że sąd trzykrotnie analizował argumentację decyzji prokuratury o umorzeniu i nie dopatrzył się w niej oceny dowodów. – Trzeba się zastanowić, czy organizujący te wizyty funkcjonariusze publiczni niebędący żołnierzami dopuścili się nieprawidłowości, które naruszały interes publiczny lub prywatny – mówił.
– Z tej przyczyny nie mają racji zarzucający prokuraturze błędną ocenę dowodów, bo tej oceny w ogóle nie ma. Wiadomo, że prokurator umorzył postępowanie, ale nie wiadomo, dlaczego tak zrobił, bo tego nie uzasadnił, więc nie sposób ocenić prawidłowość tej decyzji – mówił sędzia. Dodał, że to bardzo częsty błąd prokuratury, gdy prowadzący śledztwo w decyzji o umorzeniu przedstawia dowody, ale ich nie ocenia.
Jak zaznaczył Łączewski, sąd "nie jest władny nakazać prokuraturze, aby stawiała zarzuty i wnosiła akt oskarżenia". "Ale sąd jest władny nakazać ponowną ocenę dowodów przez pryzmat Kodeksu karnego" - dodał.
"Osoby, które mogły mieć postawione zarzuty zostały przesłuchane w char. świadków"
– Osoby, które teoretycznie mogły mieć postawione zarzuty, zostały przesłuchane w charakterze świadków. Tymczasem już na podstawie zgromadzonych w śledztwie dokumentów można było wysnuwać ewentualne wnioski – mówił sędzia. Wskazał też, że prokuratura powinna postępować w śledztwie według określonej chronologii, a nie "po prostu przesłuchiwać świadków po kolei".
Sędzia powiedział też, że badając sposób organizacji wizyty z 10 kwietnia, trzeba postępować tak, jakby do katastrofy nie doszło. "W sprawie chodzi o bezpieczeństwo głowy państwa, szefa rządu i innych funkcjonariuszy publicznych. Nie o prawo do bezpiecznego podróżowania, lecz do właściwego wykonywania funkcji. Bo wykonujący tę funkcję nie myśli o tym, czy ma jakieś zagrożenia, czy też może wykonywać ją w sposób wolny" - dodał.
Z dala od polityki
Sąd podkreślił także, że nie mają racji pełnomocnicy pokrzywdzonych formułujący w tej sprawie polityczne zarzuty. – Sąd po części był przerażony, jak łatwo prawnicy formułują pewne tezy, nie mając powodów. Sąd ocen politycznych nie zamierza dokonywać. Zwraca tylko uwagę, że te oceny nie znajdują potwierdzenia w dokumentach - także tych z kancelarii tajnej. Szczególnie tych, że prezydent podróżując po Federacji Rosyjskiej był zagrożony, bo był nielubiany. Nie należy formułować zarzutów przez pryzmat polityki, bo wszystko da się rozstrzygnąć na gruncie prawa – wskazywał.
Jak podkreślił, za decyzją sądu nie stoją żadne podteksty polityczne. – Gdy polityka wkracza na salę rozpraw, oknem wylatuje z niej sprawiedliwość. Dlatego sąd nie dokonuje ocen politycznych, lecz analizuje suche fakty – zaznaczył, przywołując stare prawnicze powiedzenie.
W ocenie sądu prokuratura nie rozstrzygnęła m.in. charakteru wizyty z 10 kwietnia, tego czy być może miała ona charakter prywatny, czy może roboczy, zaś ustalenie takie musi wpływać na ocenę działań urzędników. – Prokurator mówi, że była to wizyta zagraniczna, ale to trochę mało – zaznaczył.
Zabrakło rozpoznania lotniska w Smoleńsku
Sąd badając sprawę, poddał analizie też polskie przepisy prawa lotniczego. – I sąd doszedł do wniosku, że w świetle polskiego prawa lotniska w Smoleńsku nie było. Czy zatem premier powinien lądować na tym lotnisku? Nie. Prezydent w wizycie prywatnej - tak. Ale jeśli miał lądować, należało wykonać cały szereg czynności przygotowawczych – powiedział. Dodał, że na podstawie danych z BOR, z jakimi zapoznawał się w kancelarii tajnej wie, że były takie sytuacje, kiedy politycy w trakcie wizyt prywatnych lądowali na prywatnych lądowiskach. – Ale wcześniej robiło się rozpoznanie, rozeznanie – podkreślił.
– Czy kancelarie prezydenta i premiera powinny monitować BOR, aby nadać status HEAD tym lotom? Tak, ale tego nie zrobiły – powiedział sędzia.
Wskazał, że prokuratura nie oceniła też faktu obecności na pokładzie Tu-154M wszystkich dowódców rodzajów Sił Zbrojnych. – Może są też inne przepisy w tej sprawie, które powinny być znane? Np. wynikające z członkostwa Polski w jakimś sojuszu? Może, skoro z wizytą wybierało się praktycznie całe dowództwo wojska, to oni powinni wiedzieć, że nie powinno się wsiadać do jednego samolotu? – mówił sędzia.
Prokuratura badała sprawę ewentualnego niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień przez urzędników i funkcjonariuszy publicznych Kancelarii Prezydenta, premiera, MSZ, MON, polskiej ambasady w Moskwie w związku z przygotowaniami w 2010 r. lotów do Smoleńska - premiera z 7 kwietnia i prezydenta z 10 kwietnia. Chodziło o przygotowania w okresie od września 2009 r. do 10 kwietnia 2010 r. Sprawa ta była wydzielona wiosną 2011 r. z głównego śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej, które prowadzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
Kolejne umorzenia
Śledztwo - po raz pierwszy zakończone w czerwcu 2012 r. - już raz, w marcu zeszłego roku, było wznowione. Prokuratura uznała pierwotnie, że nie ma nikogo, kto mógłby tę decyzję zaskarżyć, bo nikt w tej sprawie nie ma statusu pokrzywdzonego. Sąd - po rozpatrzeniu zażalenia bliskich prezydenta Lecha Kaczyńskiego - nakazał jednak wznowić postępowanie. Prokuratura ustaliła wtedy listę 382 pokrzywdzonych w sprawie.
W wrześniu 2013 r. prokuratura ponownie umorzyła sprawę. Uzasadnienie umorzenia zawarto w 343-stronnicowym postanowieniu - ze względu na nieprawomocność decyzji nie ujawniono jego szczegółów. Jednak już przy okazji umorzenia z czerwca 2012 r. prokuratura informowała, że dopatrzono się niedociągnięć, ale nie uznano ich za przestępstwo.
Rodziny zadowolone z orzeczenia
Zadowolenie z wtorkowego rozstrzygnięcia sądu wyrazili po wyjściu z sali pełnomocnicy rodzin ofiar. – Widać, że sąd bardzo rzetelnie zbadał całą sprawę, mimo jej ogromnej objętości i wskazał na to, co najważniejsze – powiedział dziennikarzom mec. Bartosz Kownacki. Dodał, że sąd wskazał, w jakim zakresie ma być zbadane ewentualne naruszenie interesu publicznego, który przez prokuraturę powinien być rozumiany szeroko - "także jako autorytet i powaga państwa". – Tego w dotychczasowym rozstrzygnięciu prokuratury nie zrobiono – mówił Kownacki.
Zaznaczył, że nie zgadza się jednak z niektórymi tezami sądu. –Tej sprawy nie można oddzielić od polityki, bo ona działa się w sferze polityki. Jeśli dochodziło do uchybień przez urzędników, to ich motywacje miały charakter polityczny – mówił mec. Kownacki.
– Cieszę się, że prokuratura została zobligowana do tego, by sprawę jeszcze zbadać. Ustalenia faktyczne w tej sprawie są, chodzi natomiast o to, by prokurator rozważył inną możliwość zakończenia śledztwa – powiedział dziennikarzom inny z pełnomocników mec. Piotr Pszczółkowski.
– Prokuratura nie komentuje prawomocnego postanowienia sądu. Po zapoznaniu się z jego pisemnym uzasadnieniem, które zostanie sporządzone za dwa tygodnie, wykonamy wszystkie wskazane tam czynności – powiedziała z kolei po wyjściu z sali prok. Krystyna Witkowska. Prokurator nie chciała się odnosić do wypowiedzi sędziego na temat sposobu prowadzenia tej sprawy.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: