Choć regulamin naszego parlamentu zakazuje odnoszenia się w trakcie posiedzenia do wystąpień sejmowych głowy państwa, Tusk po raz kolejny pokazał, że za nic ma obowiązujące prawo. Wyraźnie zdenerwowany lider koalicji 13 grudnia wdarł się na trybunę zaraz po wystąpieniu głowy państwa i w sposób skandaliczny, ale dla niego charakterystyczny, zaczął obrażać prezydenta.
"Prezydent jednej partii", było najłagodniejszym określeniem jakie padło z ust Tuska. "To prezydent PiS, prezydent partii, która go usadowiła w pałacu prezydenckim", stwierdził butnie Tusk, zarzucając prezydentowi, że kłamał w trakcie swojego wystąpienia. "15 października Polacy pokazali, co myślą o 8 latach rządów PiS i dwóch kadencjach prezydenta Dudy", perorował Tusk, który "pożegnał" opuszczających salę obrad, w proteście przeciwko jego skandalicznym, obrażającym głowę państwa słowom, posłów Prawa i Sprawiedliwości wiązanką o rzekomo cechującej rządy Zjednoczonej Prawicy niekompetencji, złej woli i korupcji.
No cóż, jeśli kogoś chce się dotknąć to oskarża się tego kogoś o swoje winy.
Zanim posłowie PiS opuścili salę obrad zwracali uwagę marszałkowi Hołowni na sprzeczne z regulaminem komentowanie przez Tuska wystąpienia prezydenta. Hołownia puścił ich uwagi mimo uszu.
Źródło: Republika