Anna Siedlecka-Van Rumst uciekła z dziećmi z Belgii od męża, który się nad nimi znęcał. Miała
nadzieję na spokój w Polsce. Niestety, kilka dni temu okazało się, że kobieta jest ścigana europejskim nakazem
aresztowania za rzekome uprowadzenie maluchów.
O dramacie poznanianki „Codzienna” informuje od roku. Polka wyszła za mąż za obywatela Belgii, zamieszkali w jego ojczyźnie, zostali rodzicami chłopca i dziewczynki. Bardzo szybko jednak ich związek się rozpadł. Anna Siedlecka-Van Rumst twierdzi, że była dręczona psychicznie i fizycznie. Mężczyzna nie oszczędzał również dzieci. W lipcu 2015 r. podjęła decyzję o ucieczce i wróciła z maluchami do rodzinnego Poznania. Na tym jednak kłopoty się nie zakończyły, bo mąż zażądał powrotu dzieci do Belgii. Uruchomił urzędniczo-sądową machinę charakterze o międzynarodowym.
Siedleckiej-Van Rumst od miesięcy pomaga poseł PiS‑u Tadeusz Dziuba. Podczas posiedzenia sejmowej komisji łączności z Polakami za granicą kobieta opowiedziała swoją historię, a na koniec wystosowała apel o pomoc,
Niestety, kolejne wydarzenia pokazują, że nie zaznała spokoju. Najpierw sąd w Poznaniu wydał pod koniec zeszłego roku postanowienie nakazujące wydanie dzieci ojcu i przewiezienie ich do Belgii. Wyznaczono nawet konkretną datę. Wprawdzie po zaskarżeniu sąd wyższej instancji wstrzymał decyzję o wywiezieniu maluchów do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia, ale taka groźba nadal istnieje.
Na tym nie koniec. Siedlecka-Van Rumst chciała się zapoznać z aktami i poszła do czytelni w poznańskim sądzie. Tam została zatrzymana przez... policję! Okazało się bowiem, że od koń- ca lutego 2017 r. jest ścigana europejskim nakazem aresztowania wystawionym przez belgijski wymiar sprawiedliwości.
W trybie pilnym ewentualnym wydaniem Polki obcemu państwu zajął się sąd i nie wyraził na to zgody. W uzasadnieniu sędzia Michał Ziemniewski podkreślił, że nie ma do tego podstaw, bo Siedlecka-Van Rumst nie popełniła przestępstwa. Po wyjściu z sali rozpraw Sądu Okręgowego w Poznaniu kobieta nie ukrywała radości z takiej decyzji, ale równocześnie przyznała, że nadal nie czuje się bezpiecznie.
Niby może spokojnie podróżować po Polsce, ale gdyby wyjechała za granicę i została zatrzymana przez policję, np. w Niemczech czy Francji, nie wiadomo, jaką decyzję podjęłyby tamtejsze sądy. Czyje argumenty by przeważyły – Polki czy Belga?
Artykuł autorstwa Grzegorza Brońskiego ukazał się w dzisiejszym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie".