Ćwiczenie "Anakonda" jest ważne nie tylko dla Polski, ale dla wschodniej flanki NATO i dla całego sojuszu – powiedział prezydent Bronisław Komorowski, który obserwował wojska ćwiczące na poligonie w Orzyszu (Warmińsko-Mazurskie).
W ćwiczeniu bierze udział blisko 12,5 tys. żołnierzy oraz 1,9 tys. jednostek sprzętu, w tym 42 statki powietrzne oraz 17 okrętów. Wojsko ćwiczy prowadzenie połączonej operacji obronnej podczas konfliktu zbrojnego. Sprawdzane jest współdziałanie z sojusznikami w ramach art. 5 traktatu północnoatlantyckiego, który mówi o wspólnej obronie, oraz współpraca z instytucjami pozamilitarnymi.
– To ważne ćwiczenia, bo ważny jest moment, w którym się one odbywają. I nie ma co udawać: te ćwiczenia nabierają szczególnego znaczenia także z punktu widzenia odpowiedzi na zaistniałą sytuację w naszym, ale nie tylko w naszym polskim środowisku bezpieczeństwa, tylko w środowisku bezpieczeństwa ważnym z punktu widzenia całej flanki wschodniej, całego Sojuszu Północnoatlantyckiego – powiedział Komorowski.
Zwrócił uwagę, że "fakt trwania działań wojennych na wschód od granic Polski" oznacza także działania wojenne za wschodnią granicą NATO i UE. – To jest bezprecedensowa sytuacja, w której naruszenie pokoju, naruszenie norm prawa międzynarodowego, użycie siły i podsycanie separatyzmów jest efektem działania państwa, nie tak dawno jeszcze jednego z supermocarstw, a dzisiaj pretendującego do odbudowy strefy wpływów i do roli nowego mocarstwa – mówił prezydent.
Jak podkreślił, istotą ćwiczenia jest sprawdzenie zdolności Sojuszu do wspólnej obrony. Zdaniem Komorowskiego przez udział w ćwiczeniu nasi sojusznicy z NATO "demonstrują przeświadczenie o wspólnocie bezpieczeństwa, także o wspólnocie zagrożenia".
Ćwiczenia "Anakonda" odbywają się co dwa lata. Nawiązując do ich nazwy, Komorowski zwrócił uwagę, że dawniej było ono "pewnie raczej skromną polską żmiją, może nawet poczciwym zaskrońcem; dzisiaj rzeczywiście powoli zamienia się w groźnego zwierza".
– To oddaje zresztą znakomicie nie tylko charakter tych ćwiczeń, ale także i polskie dążenie, aby sprawa bezpieczeństwa, sprawa zdolności do posiadania odporności na zagrożenia była przedmiotem troski całego Sojuszu – powiedział prezydent.
Natomiast wicepremier, minister obrony Tomasz Siemoniak przypomniał, że tegoroczna "Anakonda" początkowo nie była planowana w takim wymiarze i kształcie – ćwiczenia miały odbyć się w sztabach, a nie na poligonach.
– Ale to, co się dzieje w roku 2014, największy od dziesięcioleci kryzys bezpieczeństwa u naszych granic, sprawiło, że do wielu spraw podeszliśmy w zupełnie inny, nowy sposób. Zdecydowaliśmy, aby przećwiczyć operację obronną – wyjaśnił szef MON.
Podkreślił, że jakość żołnierzy, szkolenie i ćwiczenia są ważnym elementem polskiego wkładu do NATO. – NATO musi ćwiczyć i na tym nie można oszczędzać – powiedział Siemoniak.
Zaznaczył, że odwiedziny na poligonie wypadły dzień po expose premier Ewy Kopacz, w którym sprawy bezpieczeństwa były istotnym elementem. Przypomniał, że w listopadzie zostanie przedstawiony plan wzmocnienia bezpieczeństwa państwa, który obejmie – jak mówił Siemoniak – różne elementy, nie tylko militarne.
– Jeśli chodzi o same ćwiczenia, to traktujemy je bardzo poważnie. One nie mają wykazać, że jest dobrze, one nie mają zwiększać naszego samozadowolenia, one mają w sposób surowy i rzetelny wykazać, co działa dobrze, a co działa źle – zapewnił wicepremier.
Ćwiczenia "Anakonda" rozpoczęły się 24 września, a zakończą w piątek. To największe w tym roku przedsięwzięcie szkoleniowe Wojska Polskiego. Oprócz Polaków ćwiczą żołnierze z Czech, Estonii, Holandii, Kanady, Litwy, USA, Węgier i Wielkiej Brytanii.
Scenariusz ćwiczenia przewiduje konflikt między dwoma blokami wrogich państw. Dowódca operacyjny gen. broni Marek Tomaszycki, który jest kierownikiem ćwiczenia, powiedział, że założono, iż grupa państw pod przewodnictwem Barii i Mondy zamierza odzyskać monopol, przejmując zasoby paliw kopalnianych Wislandii i dokonując aneksji terenów spornych zamieszkanych przez mniejszość pochodzenia mondyjskiego. Natomiast Wislandia i jej sojusznicy prowadzą działania obronne, by utrzymać spójność terytorialną i zapewnić sobie bezpieczeństwo energetyczne.
Po przemówieniach prezydent i zaproszeni goście obserwowali ćwiczących żołnierzy. Pokaz obejmował kontratak z użyciem kołowych transporterów opancerzonych Rosomak i bojowych wozów piechoty BWP-1. Żołnierzy z powietrza wspierały samoloty i śmigłowce, a z ziemi – artyleria.
Do Orzysza przyjechali także m.in. ambasador USA Stephen Mull, szef Sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych gen. Hans-Lothar Domroese, a także szef Sztabu Generalnego czeskiej armii, która przysłała na "Anakondę" największy zagraniczny kontyngent, gen. Petr Pavel. Został on niedawno wybrany przewodniczącym Komitetu Wojskowego NATO. Licznie reprezentowani byli polscy parlamentarzyści i generałowie.
Najnowsze
Republika zdominowała konkurencję w Święto Niepodległości - rekordowa oglądalność i wyświetlenia w Internecie