Sąd Okręgowy w Warszawie pisemnie uzasadnił wyrok w sprawie pomiędzy tygodnikiem "Wprost", a Kamilem Durczokiem, byłą gwiazdą TVN. Według informacji przekazanej przez gazetę, Durczok miał skłamać, a jego postępowanie miało znamiona molestowania. Tomasz Sekielski jest pierwszą osobą, która publicznie potwierdza doniesienia gazety.
Tomasz Sekielski, w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" przyznaje, że wiedział o zachowaniach byłego redakcyjnego kolegi. – Pamiętam, jak dowiedziałem się o jednym przypadku zachowania Kamila, które może być uważane za molestowanie seksualne – mówił. Dodał również, że jedna ze znanych dziennikarek także otrzymywała niemoralne propozycje od Kamila Durczoka.
"Wprost" podkreśla, że tragedię z przypadkami molestowań uzupełnia milczenie ofiar oraz świadków. Do braku reakcji przyznał się też Sekielski. – Teraz sobie myślę, że może wtedy powinienem jakoś zareagować albo przekonać ją, by coś z tym zrobiła. Nie naciskałem, bo byłem przekonany, że to ona musi zdecydować. Nie powinno dojść do tego wszystkiego, jednak nie znam akt sprawy, nie wiem, kto o czym kogo informował, na ile przełożeni Kamila, szefowie wiedzieli, co się dzieje – mówił.
Niemoralne propozycje
Jak podaje wprost.pl, Durczok będąc w jednym z warszawskich klubów, mówiąc o tańczącej koleżance, wygłosił uwagę, że „chętnie by się wśliznął pomiędzy jej uda”. Miał także zapytać jej, czy nie pojedzie do niego do domu oraz oświadczyć iż nie ma na sobie bielizny.
Według tygodnika, w uzasadnieniu sądu czytamy, że dziennikarka "poznała później trzy inne osoby, które miały podobne zaproszenia pochodzące od Kamila Durczoka, o czym dowiedziała się z rozmów z innymi pracownikami stacji TVN. Zaproszenia otrzymały podwładne powoda: dwie stażystki i jedna dziennikarka" – ustalił sąd.