Unijne kraje postawiły kropkę nad "I", przedłużając formalnie sankcje gospodarcze wobec Rosji za aneksję Krymu i agresję na Ukrainie. Restrykcje, które wygasają pod koniec stycznia, zostały przedłużone o pół roku, czyli do końca lipca.
W ubiegłym tygodniu zielone światło dali europejscy przywódcy na szczycie w Brukseli.
Unia Europejska uznała, że nie ma postępu w wypełnianiu przez Moskwę porozumień z Mińska o zawieszeniu broni na Ukrainie i że sankcje muszą być przedłużone. A zatem nadal największe rosyjskie banki i firmy naftowe będą miały ograniczony dostęp do rynków kapitałowych.
Zakazana też będzie sprzedaż Rosjanom zaawansowanych technologii, w tym związanych z wydobyciem ropy ze złóż arktycznych, a także sprzętu podwójnego zastosowania, wykorzystywanego do celów cywilnych i wojskowych. Cały czas obowiązuje także embargo na dostawy broni. Dziś, przy formalnym zatwierdzaniu procedur, żaden kraj nie zgłosił wątpliwości.
Wprawdzie w przeszłości pojawiały się sugestie o konieczności złagodzenia sankcji ze strony krajów, które mają dobre relacje z Rosją, ale tym razem takich głosów nie było. Powodem był atak rosyjskich sił specjalnych na ukraińskie statki w pobliżu Cieśniny Kerczeńskiej łączącej Morze Czarne z Azowskim.
I bardziej niż na przedłużeniu sankcji dyskusja w ostatnich tygodniach koncentrowała się na ewentualnym ich zaostrzeniu. Ostatecznie jednak nie było jednomyślności w tej sprawie.