– Policja, wkraczając do budynku Państwowej Komisji Wyborczej bez zgody jej władz, naruszyła mir domowy – pisze na łamach "Gazety Polskiej Codziennie" jej redaktor naczelny i wiceprezes Telewizji Republika Tomasz Sakiewicz.
W tekście Sakiewicza, zatytułowanym "Doniesienie do Prokruatury" czytamy:
W nocy z 20 na 21 listopada grupa funkcjonariuszy policji wtargnęła na teren siedziby Państwowej Komisji Wyborczej przy ul. Wiejskiej 10. Wedle zeznań przedstawicieli Komendy Głównej Policji złożonych podczas posiedzenia zespołu parlamentarnego ds. wolności słowa policja nie miała zgody na wejście na terenPKW udzielonej przez Komisję.
W czasie interwencji policja zatrzymała osoby zaproszone do środka przez członka PKW, a także akredytowanych tam dziennikarzy, którzy wykonywali swoje obowiązki. Sama zachęta ze strony administratora budynku, czyli Kancelarii Prezydenta, nie mogła z punktu widzenia prawa być powodem do interwencji, gdyż niezbędna była zgoda dysponenta lokalu – PKW.
Policja, wkraczając do obiektu bez zgody władz komisji, naruszyła mir domowy, przekroczyła swoje uprawnienia i dokonała nielegalnych zatrzymań. Policja nie może podejmować interwencji bez pewności, że odbywa się ona zgodnie z prawem, a wedle oświadczeń przedstawicieli Komendy Głównej takiej pewności nie było. Żadna nadzwyczajna okoliczność nie mogła uzasadniać nielegalnego działania, gdyż nie było zagrożone niczyje życie ani mienie znacznej wartości. Proszę o ściganie wyżej ww. przestępstw.
Przypomnijmy, że w czwartek 20 listopada późnym wieczorem policja wyprowadziła z siedziby Państwowej Komisji Wyborczej osoby, które w proteście przeciw nieprawidłowościom przy liczeniu głosów zajęły salę konferencyjną PKW.
Zatrzymanych zostało 12 osób, a wśród nich dziennikarz Telewizji Republika Jan Pawlicki, który nie brał udziału w okupacji siedziby PKW, a jedynie wraz z redakcyjną koleżanką Martą Jeżewską relacjonowali to wydarzenie.
Zatrzymano również fotoreportera Polskiej Agencji Prasowej Tomasza Gzella i dwóch innych przedstawicieli mediów niezależnych.
Przez kilkanaście godzin od zatrzymania nie można było ustalić, dokąd przewieziono fotoreportera PAP i naszego redakcyjnego kolegę, bo policja przekazywała mylące komunikaty.
W piątek 21 listopada odbyła się pierwsza rozprawa Pawlickiego i Gzella, którzy usłyszeli zarzuty "zakłócania miru domowego". Grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności, albo pozbawienia wolności do roku. Dziennikarze nie przyznali się do zarzutów. Tłumaczyli sądowi, że w PKW wypełniali swoje obowiązki i prowadzili relację na polecenie swoich przełożonych. Po ich przesłuchaniu sąd odroczył sprawę.
Druga odsłona procesu obu dziennikarzy miała miejsce 26 listopada. Z zeznań Konrada Komornickiego, szefa ochrony Kancelarii Prezydenta RP dowiedzieliśmy się, że to on, po konsultacjach ze swoim przełożonym, podjął decyzję o wezwaniu policji do protestujących.
Tymczasem w czasie posiedzenia zespołu parlamentarnego ds. wolności słowa przedstawiciele policji – I zastępca Komendanta Głównego Policji nadinsp. Krzysztof Gajewski oraz rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji inspektor Mariusz Sokołowski – przyznali, że akcję policji konsultowali z Kancelarią Prezydenta RP. Okazało się również, że PKW swoją siedzibę w na terenie kancelarii jedynie podnajmuje.