W grudniu 2014 r. zatrzymano na lotnisku w Hanowerze Samira B., kiedy właśnie wsiadał do samolotu mającego odlecieć do Turcji. Pracownik fabryki Volkswagena miał ze sobą dużą ilość gotówki oraz drona. Niemieckie służby zatrzymały Samira B., gdyż podejrzewano, iż chce on przez Turcję udać się do Syrii i tam zasilić szeregi armii Państwa Islamskiego. Było to założenie tym bardziej słuszne, że w Wolfsburgu mężczyzna ten należał do radykalnej grupy salafitów i brał udział w akcjach rozdawania Koranu wśród Niemców.
Po tychże działaniach Samira B. miasto Wolfsburg zabrało mu paszport, którą to decyzję sąd podtrzymał. Co więcej, gdy fabryka Volkswagena dowiedziała się o niebezpiecznych powiązaniach swojego pracownika, natychmiast go zwolniła. W oficjalnym komunikacie podano, że zwolnienie było spowodowane obawą, że B. mógłby dokonać zamachu w należącej do producenta samochodów elektrowni albo podczas spotkań pracowniczych. Każda inna decyzja VW byłaby niepoważna.
Tymczasem Samir B. odwołał się od tej decyzji i wybrał sądową drogę dochodzenia swoich praw. Przegrał w pierwszej instancji, ale już w drugiej sąd zmienił zdanie. „Samo podejrzenie przynależności do grupy radykalnych islamistów oraz prewencyjna konfiskata paszportu nie są wystarczającym powodem, aby zerwać stosunek pracy”, orzekł niemiecki sąd w Wolfsburgu i dodał, że przecież nie doszło jeszcze do żadnej niebezpiecznej sytuacji. Pojęcie prewencji orzekającemu sędziemu najwyraźniej było obce.