– Chciałbym powiedzieć posłom i senatorom, że ich mandat wynika stąd, że ta sama izba, którą krytykują, stwierdziła ważność wyborów parlamentarnych - tak do krytyki stwierdzenia ważności wyboru Andrzeja Dudy na prezydenta odniósł się rzecznik Sądu Najwyższego sędzia Aleksander Stępkowski.
W rozmowie na antenie radiowej Jedynki rzecznik Sądu Najwyższego sędzia Aleksander Stępkowski pytany był o krytyczne względem poniedziałkowej uchwały SN głosy polityków opozycji.Niektórzy z nich wskazywali, że uchwała podjęta została przez izbę powstałą na mocy nowej ustawy o SN z 2017 r., w której zasiadają sędziowie nominowani przez KRS w nowym składzie.
Ta sama Izba
"Większość spośród polityków, którzy formułują tego typu wypowiedzi to posłowie lub senatorowie. Chciałbym im powiedzieć, że ich mandat poselski (lub senatorski - PAP) wynika z tego, że ta sama Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych stwierdziła w zeszłym roku ważność wyborów parlamentarnych. A zatem jeśli oni się uważają za posłów (lub senatorów - PAP), przyznają, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych jak najbardziej posiada kompetencje do stwierdzenia ważności wyborów zarówno do Sejmu i Senatu, jak i wyborów prezydenckich" - odparł rzecznik SN.
W rozmowie przytoczono też opinię b. szefa PKW Wojciecha Hermelińskiego, który wskazywał z kolei, że wybory prezydenckie zostały przeprowadzone z naruszeniem przepisów konstytucji, m.in. art. 128, który stanowi, że wybory prezydenta RP powinny zostać zarządzone na dzień przypadający nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem kadencji urzędującego prezydenta. Hermeliński przypomniał też, że zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego nie powinno się zmieniać ordynacji wyborczej w okresie krótszym niż sześć miesięcy przed wyborami.
Odpowiadając na te zarzuty, rzecznik SN przytoczył uzasadnienie poniedziałkowej uchwały SN, w którym mowa o tym, że sąd w pełni podziela stanowisko Trybunału Konstytucyjnego akcentujące stabilność procesu wyborczego oraz prawa wyborczego. Jak wskazano, oznacza to, że poza "nadzwyczajnymi okolicznościami o charakterze obiektywnym" niedopuszczalne jest wprowadzanie istotnych zmian w prawie wyborczym w okresie sześciomiesięcznej "ciszy legislacyjnej" przed wyborami, które miałyby być organizowane w oparciu o nowe przepisy.
Łatwa krytyka
Równocześnie Sąd Najwyższy zauważył, że prawo wyborcze nie przewiduje rozwiązań adekwatnych do tak szczególnej sytuacji, jaka powstała w związku z pandemią wywołaną wirusem SARS-CoV-2. "Stan epidemii, połączony z sytuacją nieodbycia się wyborów w konstytucyjnym terminie, w ocenie Sądu Najwyższego, mieści się w zakresie +nadzwyczajnych okoliczności o charakterze obiektywnym+, wskazanych przez Trybunał Konstytucyjny" - uznała w poniedziałek Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
"Nie wydaje się, żeby można było kwestionować w jakikolwiek sposób z punktu widzenia konstytucyjnego tę problematykę. Myślę, że sędzia Hermeliński, gdyby zapoznał się z uzasadnieniem wczorajszej uchwały SN, nie formułowałby w tak łatwy sposób swojej krytyki. Zazwyczaj jest tak, że najłatwiej dyskutuje się o książkach, których się nie czytało, jak również o wyrokach, których uzasadnień się nie czytało" - stwierdził rzecznik SN.
Sędzia Ewa Stefańska, uzasadniając poniedziałkową uchwałę, poinformowała, że po analizie sprawozdania Państwowej Komisji Wyborczej i wydaniu opinii po rozpoznaniu protestów wyborczych Sąd Najwyższy uznał, że żadne ze wskazanych w nich uchybień, jak również wszystkie one łącznie nie dają podstaw do kwestionowania wyniku wyborów.
Sąd Najwyższy ocenił także, że nierówny dostęp kandydatów do środków masowego przekazu nie wpływa na ważność wyborów dopóki "zapewniony jest nieskrępowany (prawnie i faktycznie) pluralizm mediów". SN zwrócił jednak uwagę, że "dobrą praktyką odnoszącą się do procesu wyborczego powinno być neutralne podejście władz publicznych do kampanii wyborczej".