Coraz bardziej kuriozalne są tłumaczenia resortu nauki, mające ochronić ministra Dariusza Wieczorka. Tym razem rzecznik Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego użyła argumentu, po którym powinna zapaść się pod ziemię. "Nie doczytaliśmy i przepraszamy za te słowa" - napisała, odnosząc się do nieprawdziwej informacji podanej przez swojego szefa.
W czwartek Wirtualna Polska ujawniła, że "szefowa związku zawodowego na Uniwersytecie Szczecińskim poinformowała ministra nauki Dariusza Wieczorka (Lewica) o nieprawidłowościach, do których w jej ocenie dochodzi na uczelni".
"Prosiła o zachowanie anonimowości, ale minister osobiście przekazał jej pisma rektorowi. Kobieta została okrzyknięta donosicielką" - możemy przeczytać w tekście. Ponadto, według WP, rektor poinformował ministra w piśmie, że "rozważa podjęcie kroków prawnych" wobec kobiety.
Tylko pierwsza strona
Później afera nabrała tempa i Wieczorek zarzucił nawet Wirtualnej Polsce kłamstwo. Zarzekał się, że nie przekazał rektorowi pism otrzymanych od kobiety. Jako dowód pokazał dziennikarzom korespondencję z rektorem. "Wtedy okazało się, że na jego drugiej stronie znajduje się wykaz załączników przesłanych rektorowi US - w tym dokument, który ministerstwo dostało od sygnalistki. Innymi słowy: Wieczorek przeczytał tylko pierwszą stronę podpisanego przez siebie dokumentu i uznał, że to dowód na to, że nie zrobił tego, co w rzeczywistości zrobił" - relacjonuje portal.
Gdy Wieczorek zorientował się, że popełnił kolosalną głupotę i to jego słowa były kłamstwem, obiecał przeprosiny. Nie był jednak łaskaw napisać ich osobiście, jako główny winowajca, tylko posłużył się rzeczniczką prasową. "Nie doczytaliśmy i przepraszamy za te słowa" - napisała Natalia Żyto ze swojego prywatnego konta na X.
Jak więc widać, słowo przepraszam ministrowi Wieczorkowi ciężko przechodzi przez gardło. Dużo lepiej udaje mu się rechotać, gdy przyznaje, że akademiki za złotówkę to była wyborcza "ściema".
Źródło: wp.pl, x.com