Przez embargo na żywność, nałożone przez Rosję na kraje Europy, Kanadę, Australię i USA, rosyjscy restauratorzy muszą zmienić menu. Największy problem mają jednak mieszkańcy obwodu kaliningradzkiego, gdzie przez embargo półki sklepowe mogą zaświecić pustkami.
7 sierpnia Rosja nałożyła sankcje na żywność z UE, Norwegii, Kanady, Australii i USA. Zakaz importu objął owoce, warzywa, mięso, drób, ryby, mleko i nabiał. Zakaz wwozu produktów rolno-spożywczych ma obowiązywać przez rok. Embargo postrzegane jest jako zemsta Kremla na sankcje nałożone przez UE i USA na Rosję w związku z agresją na Ukrainę.
Jednak sankcje okazały się bronią obosieczną. Obwód kaliningradzki, w którym mieszka ok. miliona osób, najbardziej na nich ucierpi, ponieważ graniczy jedynie z Polską i Litwą. Jak podaje rp.pl, sprzedawane w sieciach handlowych w Kaliningradzie mleko i nabiał pochodziły głównie z Polski. Podobnie z owocami – przede wszystkim jabłkami, czereśniami i gruszkami – oraz sałatą i kapustą.
Do obwodu ryby dostarczane są przede wszystkim z Danii i Norwegii, a sery – z Litwy.
W całej zaś Rosji restauratorzy zmuszeni są zmieniać menu lub szukać innych źródeł dostaw. Jeśli im się to nie powiedzie, upadną.
Jak czytamy na gazeta.pl, w Rosji niezwykłą popularnością cieszy się sushi. Rosjanie lubią je tak bardzo, że serwowane jest również w lokalach niejapońskich. – Nie chcemy stracić naszych miejsc pracy. Wszyscy martwimy się o to, co będzie dalej, bo przecież nie posiadamy rosyjskiego łososia – cytuje agencja Reutersa jednego z właścicieli restauracji z Kraju Kwitnącej Wiśni.