W drugiej części programu "Wolne Głosy" na antenie TV Republika gościem red. Michała Trześniewskiego był prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
Rozmowa dotyczyła m.in. sankcji UE wobec osób odpowiedzialnych za fałszerstwa wyborcze i przemoc służb wobec pokojowych demonstrantów na Białorusi. Czy reakcja UE była adekwatna?
– Bardzo dobrze się stało, że sankcje zostały przyjęte. Został przełamany opór Cypru, który starał się powiązać tę kwestię z równoczesnymi sankcjami przeciwko Turcji. Jak wiemy, Cypr jest w istotnym wymiarze systemów bankowym oligarchów rosyjskich związanych z Kremlem - podkreślił rozmówca TV Republika.
– Sankcje są dosyć niewielkich rozmiarów, 40 osób to niedużo. Zarówno opozycja białoruska, jak i państwa graniczące, czyli Polska i Litwa, postulowały, aby stworzyć system otwarty, tj. rozpoznawać tych funckjonariuszy reżimu, którzy uczestniczyli w fałszowaniu wyborów lub aktach przemocy wobec pokojowych demonstrantów. Gdyby taki system przyjąć, sankcje sięgnęłyby pewnie kilku tysięcy osób i miały realne działanie odstraszające, wpływ na rzeczywistość polityczną Białorusi - dodał politolog.
– Reżim Łukaszenki od połowy lat 90. był w ramach rozmaitych sporów z UE poddawany sankcjom tej skali i one nigdy nie były skuteczne. Dobrze więc, że zostały zastosowane. Jest to sygnał wysłany do narodu białoruskiego, ale trzeba zwrócić uwagę, że pod wpływem państw skandynawskich i pewnie także innych, sądzę, że również Francji, nie objęto tymi sankcjami samego Łukaszenki pod hasłem, że należy zostawić miejsce dla „podtrzymania dialogu”. Opozycja białoruska zauważyła słusznie, że ten dialog, który ma być podtrzymywany, nie istnieje, bo Łukaszenka odmówił dialogu z protestującymi. Oczywiście, dobrze się stało, że sankcje zostały przyjęte, jednak ich skala zmusza do patrzenia na nie wyłącznie jako krok symboliczny, a nie jako instrument realnego oddziaływania na bieg wydarzeń na Białorusi - ocenił prof. Żurawski vel Grajewski