— Mamy setki tysięcy zdjęć z aparatu, robionych w Smoleńsku 10, 11, 12 i następnych dni kwietnia 2010 r. To są bardzo interesujące zdjęcia, bo pokazują one, że niektóre części wraki z 10 kwietnia są w zupełnie innym miejscu innego dnia — jakaś niewidzialna ręka je przenosi? — powiedział wiceprzewodniczący podkomisji ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej prof. Wiesław Binienda, który był gościem red. naczelnego „Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewicza.
— Te ostatnie dwa lata pracy potwierdziły wnioski do jakich dochodziliśmy w ramach zespołu parlamentarnego i które przedstawiliśmy na konferencjach smoleńskich. Parę tygodni temu Frank Taylor (który podsumował naszą pracę) powiedział, że bez wątpienia lewe skrzydło uległo eksplozji wewnętrznej — to oderwało końcówkę skrzydła na długości 6,5 metra. Następnie tzw. sloty z lewego skrzydła zostały odstrzelone. Bez wątpienia krawędź przednia tego skrzydła na całej długości została odstrzelona. Również nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że tzw. klapa lewego skrzydła została uszkodzona i uległa rozerwaniu — podkreślił profesor.
"Mamy dużo elementów, które możemy połączyć z momentem wybuchu w kadłubie"
— W kolejnym etapie tego zniszczenia samolot jeszcze w powietrzu doświadczył eksplozji w kadłubie. Dowodem na to (jak pan Frank Taylor powiedział) są drzwi wbite na jeden metr głębokości. Wiemy w jakiej konfiguracji był samolot. Mamy oczywiście dużo więcej elementów, które możemy połączyć z tym momentem wybuchu w kadłubie — te drzwi, które się wbiły się na metr głębokości są po jednej stronie. Po drugiej stronie są kolejne drzwi — te wyleciały w powietrze — dodał.
"Prawa nauki potwierdzają nasze ustalenia"
— Dokładnie tak jak nauka mówi — prawa Newtona się zgadzają, prawa aerodynamiczne się zgadzają. W tym samym momencie ogon został oderwany do tyłu. Ogon, który ma trzy silniki — każdy po trzy tony. Razem z całą infrastrukturą to jest 12 ton. Te 12 ton to jest najcięższa koncentracja masy w samolocie. Masa razy prędkość do kwadratu podzielić przez dwa to jest energia kinetyczna. Ta energia musi być gdzieś skonsumowana. Jeżeli jest największa masa, największa siła kinetyczna to, żeby skonsumować tą energię trzeba wyhamować — tarcie musi spowodować zamienienie tej energii na ciepło — stwierdził wiceprzewodniczący podkomisji ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej.
"Mamy setki tysięcy zdjęć z aparatu, robionych w Smoleńsku"
— Dlaczego we wszystkich innych katastrofach (tzw. upadku na ziemię o niskiej energii) ta najcięższa część posuwa się jak najdalej do przodu? W tym wypadku została ona na samym początku wrakowiska. Oznacza to, że ta energia wybuchu pchnęła tą część w powietrzu. Dzięki czemu ta energia kinetyczna była na tyle mała, że nie musiała się już posuwać do przodu — stwierdził.
— Mamy to wszystko ze zdjęć satelitarnych. Potwierdzone są one zdjęciami różnych dziennikarzy, prokuratorów, śledczych. Mamy setki tysięcy zdjęć z aparatu, robionych w Smoleńsku 10, 11, 12 i następnych dni kwietnia 2010 r. To są bardzo interesujące zdjęcia, bo pokazują one, że niektóre części wraki z 10 kwietnia są w zupełnie innym miejscu innego dnia — jakaś niewidzialna ręka je przenosi? — pytał retorycznie prof. Binienda.