Po 63 dniach walk w stolicy ocalał tylko jeden pomnik – Syreny, „zraniony 35 kulami, z przestrzelonym mieczem – przetrwał na posterunku”. Krystyna Krahelska, która do niego pozowała, została śmiertelnie ranna drugiego dnia powstania.
„Jedziemy do pracowni pani Kraskowskiej-Nitzchowej zobaczyć pomnik Syreny, przeznaczony dla Warszawy, ma stanąć nad Wisłą (…). Pozowała do tego pomnika Krystyna Krahelska, córka wojewody. Piękna jak syrena i śpiewa jak syrena” – czytamy w „Dziennikach” Marii Dąbrowskiej notatkę z 21 marca 1937 r. Cytuje ją Barbara Wachowicz w swojej książce „Bohaterki powstańczej Warszawy”, długi rozdział dedykując „mocnej i jasnej Krysi”. Taka właśnie była – solidnie zbudowana i bardzo „słoneczna” w uśmiechu.
„Polska uroda”, „pełnej wdzięku” dziewczyny zachwyciła samego prezydenta Warszawy, wcześniej żołnierza I Brygady Legionów Józefa Piłsudskiego, szefa sztabu 9. Dywizji Piechoty w wojnie polsko-bolszewickiej. Stefan Starzyński, który chciał, „by Warszawa była piękna” akceptował pomysł pomnika – godła stolicy. Wyrzeźbiła go Ludwika Nitschowa, absolwentka warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, uczennica samego Wyczółkowskiego.
Krysia sama sobą się nie zachwycała – ta zresztą postawność sprawi, że stanie się łatwym celem niemieckiego snajpera 2 sierpnia. Nim jednak polegnie na Polu Mokotowskim, między słonecznikami a zagonami warzyw, w swoim 30-letnim życiu wiele dokona.
Urodzona we wsi Mazurki nad dopływem Niemna, Szczarą, w majątku rodziców będzie chłonąć historię tej ziemi, która wydała Romualda Traugutta. To Polesie usiane wówczas mogiłami powstańców 1863 r., opisanych przez Elizę Orzeszkową w nowelach „Gloria victis”. Dziadek Krysi też walczył w powstaniu styczniowym, płacąc za to pięcioma latami Sybiru, ojciec wyrzucany był ze szkół za „przeciwrządową robotę”, ciotka Wanda własnoręcznie ciskała bombę w generał-gubernatora i dowódcę warszawskiego okręgu wojskowego, Georgija Skałona.
Dziewczynka obdarzona była licznymi talentami. Pisała wiersze, jak ten, który wyszedł spod jej pióra w 16 wiośnie życia:
„O prababczynych pantofelkach z liliowego atłasu,
O zamkniętych na strychu starych słuckich pasach,
O strzępach sukien czyichś w blade sztywne róże
O zamurowanym w ścianie powstańczym mundurze
Któż ci powie – wymarli ludzie, dom-sierota?
Wiesz, że o siwy kamień, co leży we wrotach,
Dzwoniły podkowami napoliońskie konie?
Wiesz, że maleńkie twych babek dłonie
Na chorągwiach znaczyły Orła godło święte?”
Krysia chłonęła też lokalny folklor. Obrzędy rodzinnej ziemi opisze w pracy magisterskiej w dopiero co utworzonej Katedrze Etnografii Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Jej makieta przedstawiająca wieśniaków tańczących Lenok będzie święcić triumfy na międzynarodowej wystawie w Paryżu (gdzie Polska otrzyma złoty medal!) i przetrwa wojnę. Można ją dziś oglądać w Muzeum Etnograficznym.
Już wtedy od lat była harcerką Chorągwi Poleskiej Związku Harcerstwa Polskiego. Objawił się kolejny talent Krystyny – śpiew, którym oczarowała wszystkich. Była zapraszana do udziału w koncertach patriotycznych, zaśpiewała m.in. w Wilnie, w mickiewiczowskiej celi Konrada, tam, gdzie bohater III części „Dziadów” mówił swoją improwizację.
Gdy wybuchła wojna, już w grudniu wstąpiła do ZWZ, a następnie AK pełniąc funkcję łączniczki i sanitariuszki, przewożąc broń, amunicję i rozkazy. I pisała piosenki – zarówno słowa, jak i muzykę do nich; miała świetny słuch. Kto wie, że to ona stworzyła marsza „Baszty” – „Hej chłopcy, bagnet na broń”? Zaśpiewała go jeszcze w noc przed powstaniem w gronie koleżanek i kolegów z konspiracji.
1 sierpnia 1944 r., jako sanitariuszka znalazła się w jednej z drużyn, które miały atakować siedzibę znienawidzonej „gadzinówki”, czyli „Nowego Kuriera Warszawskiego”. Mieli stanowiska na Polu Mokotowskim, które nie wyglądało jak dziś – pełne zagonów z warzywami spowalniało bieg, a Krysia była duża, ciężka, kłopoty z sercem utrudniały szybsze poruszanie się. Padła trafiona przez strzelca wyborowego w płuca. Długie godziny leżała z twarzą w ziemi – piekielny ostrzał nie pozwalał do niej podejść. Zmarła 2 sierpnia w punkcie opatrunkowym na Polnej 34. Już nie miała szansy zobaczyć, jak jej marsz, „Hej chłopcy, bagnet na broń” stał się własnością wszystkich oddziałów walczącej Warszawy.