Gościem red. Katarzyny Gójskiej w programie "W punkt" była poseł Iwona Arent, członek sejmowej komisji śledczej ds. afery Amber Gold. – Zarzucanie pani Małgorzacie Wasserman, że posiadane przez nas dokumenty są nieprawdziwe, jest czymś nieprawdopodobnym. Jak zatem rozmawiać? Skoro nie docierają twarde dowody, jak inaczej można działać? – pytała w kontekście dzisiejszego przesłuchania byłego wicepremiera Jana Vincenta Rostowskiego.
– To, że Amber Gold nie składało deklaracji, nie płaciło podatków, wiemy od dawna. Dzisiejsze przesłuchanie pokazało, że ówcześnie złodzieje mieli się dobrze. Zarzucanie pani Małgorzacie Wasserman, że posiadane przez nas dokumenty są nieprawdziwe, jest czymś nieprawdopodobnym. Jak zatem rozmawiać? Skoro nie docierają twarde dowody, jak inaczej można działać? – pytała, ukazując butę byłego ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego.
– Od samego początku, pan minister Rostowski, wraz z pełnomocnikiem, próbował wyprowadzić z równowagi panią przewodniczącą. Na początku odpowiadał zawile, pouczał nas. Był w wyśmienitym humorze. Chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego nie było odpowiedniego nadzoru za jego rządów – tłumaczyła.
– Przełomowa okazała się notatka, z której wynikało, że pan Rostowski interesował się OLT Express. Na pytanie dlaczego padło akurat na te linie lotnicze odpowiedział, że obawiał się, że jeśli Polacy odlecą za granicę, będą mogli mieć problemy z powrotem. Podtrzymywał niewiedzę ws. posady syna Donalda Tuska, Michała Tuska – kontynuowała.
Protesty przed Sejmem
– Spodziewam się eskalacji. Na dziś przygotowano wielkie poruszenie. Przez najbliższy czas, aż do września, nie będziemy się w Sejmie spotykać. Widziałam, że akcja okupowania nie cieszy się wielkim zainteresowaniem. Jego brak motywuje ich do coraz bardziej ekstremalnych zachowań – podsumowała poseł Iwona Arent, członek sejmowej komisji śledczej ds. afery Amber Gold.