23-letni Polak pozywa funkcjonariuszy policji i ratownika, którzy wyciągnęli go z basenu, gdy ten się topił podczas wycieczki do Stanów Zjednoczonych - informuje "Washington Post". Mężczyzna podtrzymuje, że policjanci celowo zwlekali z udzieleniem mu pomocy.
Mateusz Fijałkowski w 2016 roku udał się do amerykańskiego Fairfax w ramach wakacyjnej pracy. Miał zajmować się czyszczeniem basenu, choć sam pływać nie potrafił.
Amerykańskie media podają, że mężczyzna podejrzanie się zachowywał. Często mówił do siebie po polsku. Trzeciego dnia zerwał jednej z klientek opaskę i ta nie mogła wejść na teren basenu. Ratownicy wezwali wtedy policję.
Po dotarciu funkcjonariuszy na miejsce, Fijałkowski ignorował ich, gwiżdżąc przy pomocy gwizdka. Sprowadzono dwoje innych Polaków, by ci mogli się z nim porozumieć. Ten jednak nie słuchał ich - krzyczał "jestem ratownikiem" i modlił się.
W pewnym momencie zszedł po drabince do zbiornika i kompletnie się zanurzył. Na dnie miał złapać się dwóch rur. Po ponad dwóch minutach policjanci rzucili się mu na pomoc.
Fijałkowski został przewieziony do szpitala, a potem trafił na sześciodniową obserwację psychiatryczną. Specjaliści stwierdzili u niego zaburzenie dwubiegunowe.
Jak informuje "Washington Post", mężczyzna pozywa teraz służby za zwłokę. Policja pozwoliła, żebym tonął na ich oczach - napisał Fijałkowski. Cieszę się, że w końcu zrozumieli, że nie mogą pozwolić mi utonąć, ale nie podziękuję im za to, że poniosłem śmierć kliniczną na ich oczach- zaznaczył.
Za opiekę medyczną zmuszony jest zapłacić 100 tys. dolarów. Zdecydował się na pozew, ponieważ oczekuje odszkodowania.
Inaczej sytuację przedstawia policja. Oni uratowali jego życie, nie umarł. Pozwiesz kogoś za to, że uratował ci życie?- pyta szef policji w Fairfax Edwin C. Roessler Jr w rozmowie z "Washington Post". Dodaje, że funkcjonariusze rzuciliby się wcześniej mężczyźnie na ratunek, tylko było ryzyko, że tonący sam wciągnie ich pod wodę.
Szef komisariatu uważa, że policjanci prawidłowo zareagowali. Kiedy ktoś ma problemy psychiczne, to ostatnie czego chcemy, to natychmiastowego, bezpośredniego zaangażowania. Należy poczekać- tłumaczy Roessler.