– O godzinie 7:45 wszedłem na lotnisko w Zavantem, aby odprawić się na wakacyjny lot. W kolejce wysłałem jeszcze ostatnie wiadomości do znajomych, że wszystko jest w porządku. Jedna osoba była przede mną, gdy usłyszałem ogromny huk na moich tyłach. Pomyślałem, że straciłem słuch, nagle zaczęło dzwonić mi w uszach. Po kilku sekundach usłyszałem kolejny wybuch, który był tym razem z przodu – powiedział skrzypek Adam Roszkowski, który przeżył wczorajsze zamachy w Brukseli.
Roszkowski powiedział, że tuż po wybuchach ludzie na chwilę zamarli, a następnie zaczęli uciekać w kierunku wejścia. Jak dodał, cała akcja działa się w hali odpraw, gdzie było pełno osób z odłamkami szkła na twarzy.
Polak przyznał, że udało mu się wrócić bezpiecznie taksówką do domu, ale najpierw wrócił na teren lotniska po swoje skrzypce. – Moja pierwsza myśl to taka, że stracę słuch, bo jestem muzykiem. Uciekając stamtąd w popłochu zauważyłem, że zapomniałem moich biletów lotniczych oraz skrzypiec. Bardzo się we mnie gotowało to wszystko, ale nie mogłem sobie pozwolić na to, żeby stracić ten instrument i zdecydowałem się na powrót w poszukiwaniu instrumentów. Gdy teraz patrzę, to było ryzykowne – powiedział.
Roszkowski podkreślił, że po takich przejściach człowiek patrzy w tył i w przód, a cała sytuacja jest głębokim szokiem. – Patrzę inaczej na życie w Europie od momentu zamachów w Paryżu. Od jakiegoś czasu nie podróżuję metrem – dodał.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Trzeci terrorysta z Brukseli wciąż poszukiwany. Policja stara się potwierdzić jego tożsamość