Protesty na Białorusi trwają od nocy z niedzieli na poniedziałek, kiedy ogłoszono wyniki exit poll po wyborach prezydenckich. Wstępne wyniki głosowania wskazują na kolejne bezwzględne zwycięstwo dotychczasowego prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Jak potoczy się sytuacja na Białorusi i jaki scenariusz jest najbardziej prawdopodobny zapytaliśmy ekspertów.
Noc z poniedziałku na wtorek w stolicy Białorusi Mińsku znów była niespokojna W kilku punktach miasta doszło do protestów i starć z milicją, która używała granatów hukowych, gazu łzawiącego i armatek wodnych. W wyniku starć z milicją zginęła co najmniej jedna osoba.
W rozmowie z portalem TV Republika komentatorzy odnieśli się do obecnej sytuacji, jaka panuje u naszego wschodniego sąsiada.
Barykady
– Ten pokaz siły miał służyć temu, by Białorusini się przestraszyli, ale myślę, że to był chybiony krok. Łukaszenka rozwścieczył ludzi tak, że to trudno sobie wyobrazić. W tej chwili niewykluczony jest strajk. W bardzo wielu zakładach rozważa się możliwość strajku powszechnego. To będzie trudny orzech do zgryzienia – mówi w rozmowie z naszym portalem Agnieszka Romaszewska dyrektor Telewizji Biełsat. Dziennikarze tej stacji nieprzerwanie relacjonują wydarzenia na Białorusi.
– Patrząc na taktykę tzw. sił porządkowych, bo to wstyd i hańba mówić o nich w ten sposób, widać, że mają bardzo dobrze opracowaną taktykę rozbijania demonstracji, więc nie ma szans, by ludzie zebrali się w większej liczbie w Mińsku. W małych miastach demonstracje również są raczej rozbijane natychmiast. Nie zawsze się to jednak udaje, bo siły milicyjne są tam za małe – wskazuje Romaszewska.
– Kolejna cecha białoruska po legendarnej cierpliwości, to upartość i wytrzymałość. One się obecnie objawiają. To, co różni część manifestacji od tego co obserwowaliśmy przed laty na Majdanie, to że nawet jeśli jakaś manifestacja zostanie rozbita, niedługo po tym, w tym samym miejscu, ludzie znowu budują barykady – dodaje.
Mińsk. Barykady koło metra Puszkińska. Zdj.: ТК / Belsat.eu / Vot-tak.tv
Ten kto pomaga szybko, pomaga dwa razy
Na wydarzenia na Białorusi niemal od razu zareagowali prezydenci Polski i Litwy Błyskawiczna reakcja Polski miała wyraz także w działaniach polskiego rządu. Wczoraj premier Mateusz Morawiecki zaapelował w liście do szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela i przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen o zwołanie nadzwyczajnego szczytu Rady Europejskiej w sprawie sytuacji na Białorusi.
Reakcje polskich władz komentuje red. Maria Przełomiec, była korespondentka sekcji polskiej BBC, specjalizująca się w tematyce krajów dawnego bloku wschodniego.
– Polskie władze zachowały się w tej sprawie bardzo rozsądnie i zareagowały błyskawicznie, w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych czy Unii Europejskiej, dlatego, że przypomnę, że prezydenci Polski i Litwy już w niedzielę wydali oświadczenie nie ingerujące w wewnętrzne sprawy Białorusi, ale nawołujące do umiaru, spokoju, niestosowania rozwiązań siłowych. – mówi w rozmowie z portalem TV Republika.
– Również inicjatywa pana premiera Mateusza Morawieckiego, żeby jak najszybciej zwołać specjalne posiedzenie przedstawicieli Unii Europejskiej w Brukseli i wspólnie się zastanowić co dalej z Białorusią też wydaje mi się niesłychanie słuszna – dodaje.
Na znaczenie polskiej reakcji ws. Białorusi wskazuje także Agnieszka Romaszewska.
– Kto pomaga szybo, ten pomaga dwa razy. Głos prezydentów Polski i Litwy odezwał się jeszcze w nocy powyborczej. Było też oświadczenie tzw. Trójkąta Lubelskiego, czyli krajów okalających Białoruś. Było także chrząkniecie ze strony Niemiec. – zaznacza.
Mińsk, zdj.: Alaksandr Wasukowicz/ Vot-tak.tv / Belsat.eu
Kompromitacja UE i objęcia Putina
– Polsce nie udało się zmobilizować Unii Europejskiej, co jest bardzo przykre, ale wbrew temu co mówią opozycyjne media jest to kompromitujące nie dla Polski, ale dla UE – wskazuje Romaszewska.
– Tak czy inaczej myślę, że Polska będzie się domagać jakiejś reakcji. Z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych należy oczekiwać reakcji Władimira Putina, bo przecież Białoruś to jego wasal bezpośredni – podkreśla.
Według Tomasza Sakiewicza opieszałość reakcji Unii Europejskiej wynika z jej słabości decyzyjnej, ale według publicysty to nie oznacza, że powinno się zrezygnować z prób zmuszenia Brukseli do podjęcia działań wobec reżimu Łukaszenki.
– Unia Europejska jest organizacją, która zawsze reaguje za późno. Jest bardzo słaba pod względem decyzyjnym, co nie oznacza, że nie należy nakłaniać jej do reakcji. UE powinna proponować pomoc gospodarczą w zamian za demokratyczne reformy. Białoruska gospodarka jest w fatalnym stanie i bez zagranicznej pomocy Białoruś może się nie podnieść – stwierdził publicysta.
Jak zauważa redaktor naczelny „Gazety Polskiej” demokratyzacja życia politycznego na Białorusi powinna być jednym z polskich priorytetów w polityce zagranicznej.
– W interesie polski jest to by Białorusini decydowali o swojej przyszłości. Wspieranie demokracji na Białorusi jest drugim celem polskiej polityki zagranicznej. Trzeba szukać liderów opozycji, którzy umożliwią przywrócenie Białorusi pełnej niepodległości – uważa Tomasz Sakiewicz.
Maria Przełomiec podkreśla natomiast, że sens miałyby takie działania Brukseli, które nie pogłębią uzależnienia Białorusi od Kremla.
– Wprowadzenie drastycznych sankcji to jest wpychanie Białorusi w objęcia Putina. Większość komentatorów zgadzała się z tym, że to co jest dla Rosji najwygodniejsze to wcale nie jest usunięcie Łukaszenki, ale bardzo osłabiony Łukaszenka całkowicie odcięty od Zachodu. Tyle tylko, że piłka jest po stronie białoruskiego prezydenta, a ja odnoszę wrażenie, że Łukaszenka, który przez lata odznaczał się instynktem politycznym, trochę stracił kontakt z rzeczywistością – ocenia dziennikarka.
Mińsk. 10 sierpnia 2020. Zdj. belsat.eu
Początek końca
Jak miałby wyglądać proces odsunięcia od władzy dotychczasowego dyktatora? W ocenie Tomasza Sakiewicza będzie to bardziej proces ewolucyjny niż rewolucyjny.
– Powstaje pytanie o kondycję reżimu Łukaszenki – czy nie jest tak, że są pewni ludzie skłonni do dogadywania się z opozycją. Być może nastąpi proces rewolucyjny w stylu Majdanu. Wydaje się jednak, że będzie to proces powolnego odchodzenia od represji i powolnej demokratyzacji – uważa dziennikarz.
O nieuchronnym końcu Aleksandra Łukaszenki mówi także Arleta Bojke, wieloletnia korespondentka Telewizji Polskiej w Moskwie.
– W dłuższej perspektywie to początek końca jego rządów. Może nie dojdzie do tego w najbliższym czasie ale np. za kilka lat. Te wiece Swietłany Ciechanouskiej, które obserwowaliśmy jeszcze podczas kampanii wyborczej, zostają w głowach ludzi i pewnie zostaną też w głowie Łukaszenki. Nie potrafię sobie w tej sytuacji wyobrazić, ze Alaksandr Łukaszenka rządzi Białorusią najbliższe 10 lat i mam nadzieję, ze się nie mylę – podkreśla Bojke.
Choć według dziennikarki ewentualne zaostrzenie kursu wobec Białorusi ze strony Zachodu nie wzruszy Łukaszenki, to pomoc i wsparcie dla białoruskiego społeczeństwa są bardzo ważne.
– Jestem przekonana, że dla niego nie jest to nawet drugi plan. Jest w tej chwili przede wszystkim skupiony na zachowaniu władzy. Czy jest to reakcja ostrzejsza, czy łagodniejsza, to z perspektywy reżimu nie ma większego znaczenia. Ma to natomiast znaczenie z perspektywy ludzi, którzy wychodzą na ulice. Czują dzięki temu, że nie są sami – zaznacza Bojke.
Mińsk, 9 sierpnia 2020. belsat.eu/vot-tak.tv
Siła niezależnych mediów
Pomoc dla Białorusi to nie tylko pomoc dyplomatyczna, na co wskazuje Agnieszka Romaszewska.
– Myślę, że trzeba pomóc kolejnym represjonowanym. Płacimy olbrzymie kary za naszych dziennikarzy. Jako Telewizja Biełsat pracujemy w szalenie trudnych warunkach. Wolne media odgrywają w tej chwili niesamowitą rolę. Nasi dziennikarze pracują teraz praktycznie bez snu. Próbujemy weryfikować strzępki informacji jakie do nas docierają i podajemy to non stop na antenie – relacjonuje Romaszewska.
– Dyktatura po pierwsze blokuje informację. Dzielenie się nią szalenie pomaga – podkreśla.
Mińsk, 9 sierpnia 2020 roku. Zdjęcie: Alaksandr Wasiukowicz/vot-tak.tv/belsat.eu