Tylko w ciągu dwóch ostatnich lat odnotowano we Francji 21 przypadków podpaleń i pożarów kościołów. "Czy są one łatwopalne?" - pyta Tomasz Łysiak w swoim artykule opublikowanym na łamach Gazety Polskiej.
18 lipca świat obiegła wiadomość, że kolejna zabytkowa francuska świątynia płonie. Po ponad roku od pożaru Notre Dame dowiedzieliśmy się o kolejnym przypadku podpalenia. Służby badające sprawę stwierdziły, że nie był to przypadek. Ogień pojawił się w kilku miejscach, a podejrzanym został 39-letni Rwandyjczyk, podopieczny parafii.
Straty okazały się poważne – ogień strawił 400-letnie organy, witraże i cudowny obraz Św. Klary uzdrawiającej ślepych.
„Pożar w katedrze w Nantes nie był jedyny, kościoły we Francji są w stanie opłakanym, a jednocześnie wzrasta w liczbie i sile środowisko agresywnego islamu” - czytamy w artykule.
Jak podaje „Le Figaro” francuski rząd w 2018 -2019 wypuścił na wolność 1895 radykalnych islamistów, którzy potencjalnie mogli należeć do grup terrorystycznych. Ministerstwo stwierdziło jednak, że podjęcie takiego kroku nie miało żadnego przełożenia na bezpieczeństwo kraju.
Ponadto, po incydencie w Nantes okazało się, że w Tours, oddalonym na wschód spłonęło opactwo Świętego Marcina założone w 361 roku. Było to już trzecie podpalenie w okolicy.
Autor w artykule wskazuje, że źródłem takich działań jest stopniowa, ale regularna laicyzacja Francji na przestrzeni ostatnich dwóch wieków. Bilans przedstawia się w sposób następujący: odnotowano już ponad 1000 aktów agresji wymierzonych w katolików, dla porównania odnotowano - 687 aktów agresji antysemickich i 154 antyislamskich.
Historycznie katedrę w Nantes wznoszono prawie 500 lat (od 1434 roku). Przetrwała trudny okres rewolucji francuskiej, gdy kościoły przeznaczano na obiekty wojskowe służące m.in. do przechowywania amunicji. Rewolucja pozostawiła w Nantes ogromne straty w ludziach – miasto pamięta ludobójstwo wymierzane szczególnie w stronę katolików. W pewnym momencie przybrało ono nawet wymiar „maszynowy”. Ludzi topiono w „płaskodennych barkach” wypływając na środek Loary i wrzucając związanych ludzi do wody. Nie oszczędzano nawet kobiet i dzieci. W ciągu jednego dnia rewolucjoniści potrafili utopić nawet 400 osób.
W burzliwych czasach rewolucji świątynie służyły też jako schronienia, ale w takich przypadkach bombardowano je i podpalano tak, że niszczały doszczętnie. Reaktywacja chrześcijaństwa przypadła na czasy Napoleona Bonaparte i podpisania przez niego specjalnego konkordatu.
„(…) pożar z roku 2020, niezależnie od jego przyczyn, wpisuje się w ponury obraz: obraz Francji, która pustoszeje duchowo, która sama siebie wydaje w ręce islamu i sama siebie niszczy ciągle postępującym procesem rugowania Boga i wiary z przestrzeni publicznej. Emmanuel Macron bowiem potrafi celebrować z muzułmanami zakończenie ramadanu, zaś zapomina złożyć katolikom życzenia, gdy trwają najważniejsze chrześcijańskie święta”. - kwituje Łysiak.