Polityczna szopka wokół finału Mistrzostwa Świata siatkarzy miała wczoraj swój żenujący finał. Prezydent Bronisław Komorowski, który oglądał mecz z trybun katowickiego spodka, podziękował za te mistrzostwa polskim "piłkarzom".
– W takiej chwili jest się szczęśliwym prezydentem szczęśliwego kraju – powiedział na antenie Polsat Volleyball Komorowski po wygranym przez Polaków finale. – To naprawdę wielki sukces po 40 latach. Dziękuję wszystkim – dodał.
I tu wpadka: – Pozdrawiam wszystkich piłkarzy i wszystkich kibiców – powiedział prezydent.
Komorowski w pełni wykorzystał sukces siatkarzy do autopromocji. Na trybunach siedział w biało–czerwonym szaliku, klaskał, cieszył się, a na koniec... wręczył polskiej reprezentacji złote medale.
Pomyleniem siatkarzy z piłkarzami zakończyła się polityczna szopka wokół tych mistrzostw. Gdy prawie tydzień temu szef Polsatu Sport Marian Kmita ujawnił, że "za odmową współpracy spółek Skarbu Państwa z Polsatem przy organizacji mistrzostw świata w siatkówce stał osobiście premier Donald Tusk", co oznaczało zakodowanie transmisji większości meczów, prezydent wystosował do stacji pismo z wezwaniem do odkodowania finału.
"Odpowiadając na apel Prezydenta RP Pana Bronisława Komorowskiego i uznając zawarte w nim argumenty, że finał mistrzostw świata w siatkówce z udziałem Polaków to ważne społecznie wydarzenie, zdecydowaliśmy, że pokażemy ten mecz na otwartej antenie Polsatu, jeśli nasza reprezentacja wygra dzisiejszy półfinał, czego wszyscy sobie szczerze życzymy" – powiedział cytowany na stronie Polsatu Sport Dominik Libicki, prezes zarządu Cyfrowego Polsatu.
Polska weszła do finału, kanał otwarto, a Komorowski mógł święcić triumfy nad Tuskiem. Tylko że z tego wszystkiego dyscypliny mu się pomyliły.