Posłowie PiS wystosowali interpelację do premiera Donalda Tuska przeciw obecności klubu go-go przy Trakcie Królewskim w Warszawie. W ich ocenie istnieje szereg możliwości, by "zniechęcić i zohydzić" właścicielom klubu prowadzenie go w tym - szczególnym - miejscu.
Poseł PiS Bartosz Kownacki przekonywał na dzisiejszej konferencji prasowej w Sejmie, że otwarcie z początkiem roku lokalu w zabytkowej kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu w pobliżu pl. Zamkowego, którego właścicielem jest firma Event, prowadząca sieć klubów erotycznych w całym kraju, jest "skandaliczne" i "szkodzi Polsce i Warszawie".
- To jest nic innego, jak plucie w twarz nam wszystkim, ale jednocześnie jest to rzecz niebywała i pokazuje abdykację państwa polskiego. Pokazuje, że państwo polskie zarówno na szczeblu rządowym, jak i na szczeblu samorządowym mówi: my nic nie możemy zrobić, jest swoboda prowadzenia działalności gospodarczej, klub i kamienica jest prywatną własnością i państwo polskie w tej sprawie nic nie może zrobić - mówił Kownacki.
Bartosz Kownacki, PiS
Jak podkreślił, PiS nie zgadza się z tego rodzaju interpretacją przepisów prawa i z tego rodzaju funkcjonowaniem państwa, które - jak stwierdził - w sprawach ważnych dla obywateli twierdzi, że nic nie może zrobić, bo nie ma odpowiednich przepisów i narzędzi.
- Dlatego złożyliśmy interpelację do pana premiera Tuska, która wskazuje szereg możliwości rozwiązania tego problemu. Szereg kontroli, które można przeprowadzić w tym klubie, czy w całej spółce, które zniechęcą i zohydzą prowadzenie działalności w tym miejscu osobom, które są właścicielami tej spółki - zaznaczył poseł PiS.
Według niego w tym celu kontrolę powinna przeprowadzić m.in. policja, straż graniczna, urząd celny, urząd skarbowy, państwowa inspekcja pracy, nadzór budowlany, czy konserwator zabytków.
Kownacki poinformował także, że klub PiS proponuje wprowadzenie do ustawy o swobodzie prowadzenia działalności gospodarczej zapisów, które dadzą prezydentom miast, burmistrzom i wójtom możliwość czasowego lub całkowitego zakazu prowadzenia określonej działalności gospodarczej m.in. ze względu na bezpieczeństwo i porządek publiczny, czy zabytkowy lub przyrodniczy charakter miejsca.
Przeciwko takiej lokalizacji klubu erotycznego protestują także kombatanci i parafianie pobliskiej archikatedry warszawskiej. Jej proboszcz nie wyklucza zbiorowej modlitwy przed lokalem, a związek żołnierzy AK zaapelował do władz miasta o interwencję.
Rzecznik prasowy warszawskiego urzędu miejskiego Bartosz Milczarczyk na początku stycznia przyznał, że lokalizacja klubu erotycznego w reprezentacyjnym miejscu stolicy jest "mocna kontrowersyjna", zaznaczył jednak, że kamienica nie jest własnością miasta.
- Miasto nie jest stroną w tym sporze - kamienica ma prywatnego właściciela i ma on prawo swobodnego rozporządzania swoimi lokalami - powiedział rzecznik.
Milczarczyk przypomniał zarazem, że kamienica - tak jak cały Trakt Królewski - objęta jest ochroną konserwatorską. Zapowiedział, że prawdopodobnie jeszcze w styczniu miasto zleci stołecznemu konserwatorowi zabytków jej kontrolę.
Prezes zarządu firmy, która otworzyła lokal, Jan Szybawski w oświadczeniu rozesłanym na początku stycznia do mediów zdystansował się od sprawy lokalu przy Krakowskim Przedmieściu. W piśmie zaznaczył, że firma zatrudnia w całym kraju ponad tysiąc osób zgodnie z prawem i od swojej działalności płaci podatki.
"Za rok 2013 zasiliła budżet państwa polskiego kwotą ok. 8 mln zł w formie podatków i opłat. Cała bez wyjątku nasza konkurencja w branży klubów go-go zatrudnia ludzi na czarno i płaci podatki jedynie od transakcji bezgotówkowych. (...) Jako przedsiębiorców najbardziej boli nas fakt, że państwo polskie od wielu lat nie robi z tym nic, a bulwersuje się naszym z kolei dwudziestym klubem, z którego kolejne duże pieniądze wpływają do jego kasy" - napisał w oświadczeniu Szybawski.
Najnowsze
Republika zdominowała konkurencję w Święto Niepodległości - rekordowa oglądalność i wyświetlenia w Internecie