Gościem red. Doroty Kanie na antenie Telewizji Republika w programie „Dziennikarski poker” była Beata Kempa, europoseł Prawa i Sprawiedliwości
Już w najbliższy piątek 10 kwietnia minie dokładnie 10 lat od największej tragedii w historii powojennej Polski.
10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154, wiozącego delegację na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria, najwyżsi dowódcy wojska i ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.
Przypomnijmy, że we wczorajszym wydaniu programu „Koniec Systemu” redaktor Dorota Kania rozmawiała ze swoimi gośćmi o przemyśle pogardy po katastrofie smoleńskiej.
Tutaj czytaj więcej:
Dzisiaj na ten temat red. Kania rozmawiała z eurodeputowaną PiS – Beatą Kempą.
– Pamiętam, jakby to było wczoraj. Takie przeżycia zapadają w sercach na zawsze i są wciąż żywe. Pamiętam niesamowity strach, lęk i żal. Zadawaliśmy sobie mnóstwo pytań: czy to w ogóle możliwe. Chcieliśmy do końca wierzyć, że wszystko jest w porządku, że nikt nie zginął. Wypieraliśmy ten najgorszy scenariusz z naszych głów – mówiła nam Kempa.
– Do dzisiaj, kiedy zbliża się każdy 10. Te emocje ożywają. My mamy do dziś duży problem, że nie ma wśród nas takich osób, jak śp. Lech Kaczyński czy ówczesny wicepremier Przemysław Gosiewski – myślę, że dziś wszystko wyglądałoby inaczej, on niesamowicie czuł państwo, to była osoba najsprawniejsza organizacyjnie, był prawą ręką pana Kaczyńskiego. Brakuje mi wsparcia i ich rad – podkreśliła.
Nadmieniła, że 10 lat temu nie spodziewano się jeszcze jakich obelg i oskarżeń będą musieli wysłuchać po tej tragedii przez wiele lat.
– Mnie się w głowie nie mieściło, że ktoś może być tak przebiegły i jednym słusznym celem jest przejęcie władzy. To było nieludzkie – zamiast po ludzku zacząć tę sytuację ogarniać, powiedzieć nam kilka dobrych słów, to wydarzyło się coś tak zatrważającego – relacjonowała Kempa.
Podkreśliła, że dla niej był to podwójnie trudny czas. – Wtedy toczyły się prace komisji hazardowej. Te prace prowadził pan Sekuła. Do dzisiaj mam jedne z najgorszych wspomnień, jeśli chodzi o tego polityka. To on nie chciał zgodzić się na to, aby przerwać obrady, byśmy mogli pojechać do Smoleńska. (…) Ja z ogromem protokołów i całą sprawą została sama – mówiła eurodeputowana PiS.
– To co najbardziej uderzyło mnie po tej katastrofie, obok tego co działo się na Krakowskim Przedmieściu, obok tego, że to tak naprawdę Donald Tusk dał przyzwolenie polityczne i moralne na to co wyprawiał Palikot i jego ludzie… Najgorsze było to, że Sekuła kazał złożyć nam natychmiast sprawozdanie, pamiętam jak ze mnie szydzono. My pisaliśmy to w morderczym tempie – wspominała Kempa.
– To był bardzo trudny czas, czas poniewierania – nadmieniła.