– Wybory traktuję niezwykle poważnie. Startować w wyborach prezydenckich tylko po to, żeby wzmocnić postać, pojeździć trochę po kraju, bez pełnej wiary w zwycięstwo? Uznałem, że to nie ma sensu – przyznał Wojciech Olejniczak.
Czasu do wyborów prezydenckich coraz mniej, a lewica wciąż nie ma swojego kandydata. Ostatnio wśród propozycji pojawiło się nazwisko Ryszarda Kalisza, jednak nie uzyskało ono poparcia wśród polityków Sojuszu. Jedną z nadziei lewicy miał być także Wojciech Olejniczak, który po kilku miesiącach wrócił ze Stanów Zjednoczonych.
SLD nie może jednak liczyć na Olejniczaka, bo ten powiedział partii zdecydowane "nie". W rozmowie z "Wiadomościami" były lider Sojuszu poinformował, że zamierza wycofać się z życia politycznego i zdementował pogłoski o swoim starcie w wyborach prezydenckich.
Polityk przyznał, że wiele osób namawiało go do podjęcia tego wyzwania, on jednak nie czuje się do niego ani dobrze przygotowany, ani nie czuje poparcia całej lewicy. – Wybory traktuję niezwykle poważnie. Startować w wyborach prezydenckich tylko po to, żeby wzmocnić postać, pojeździć trochę po kraju, bez pełnej wiary w zwycięstwo? Uznałem, że to nie ma sensu – podkreślił.
– W polityce jest tak, że trzeba zważyć argumenty i umieć również powiedzieć „nie”. Ja uważałem i uważam, że to nie ten moment, nie ten czas – powiedział.
Jak dodał, zamierza teraz funkcjonować poza polityką. Nie wykluczył jednak powrotu do niej.
Osobą, która powinna zdaniem polityka reprezentować Sojusz w wyborach prezydenckich jest Ryszard Kalisz. – Jeżeli koleżanki i koledzy chcą wyciągnąć wnioski z tego, co działo się przez ostatnie miesiące czy lata w SLD, to warto naprawdę zastanowić się, poprzeć Ryszarda Kalisza i iść do przodu – przekonywał.
W opinii Olejniczaka ostatnie wybory samorządowe pokazały, w jak trudnej sytuacji znajduje się obecnie SLD i jak gruntownych zmian potrzebuje.