Nieuctwo zadufane w sobie. Uczelnie równają w dół, by dopasować się do „poziomu” reprezentowanego przez część polskich studentów
Nie potrafią wymienić nazw polskich województw. Mają problemy ze sformułowaniem myśli. Nie czytają książek. Nie potrafią się skupić na lekcjach i wykładach. Są infantylni. Wiedzę przyswajają za pomocą obrazków. Nie potrafią notować ani uczyć się samodzielnie. I, na koniec, nie mają... poczucia humoru i dystansu do samych siebie. Taka jest polska młodzież z tzw. "pokolenia z" - urodzona między rokiem 1995 a 2010.
Julian Tuwim napisał przed wojną wiersz o "strasznych mieszczanach", którzy "wszystko widzą osobno" i nie potrafią wyciągnąć wniosków przyczynowo-skutkowych z otaczającej ich rzeczywistości. O ile utwór poety dotyczył w latach 30. XX wieku ułamka polskiej społeczności (szkoły, nie mówiąc o szkolnictwie wyższym stały na niebotycznym w porównaniu z dzisiejszym szkolnictwem poziomie), to teraz wiersz Tuwima jest coraz bardziej aktualny, czemu sprzyja powierzenie naszego szkolnictwa takim tuzom intelektu jak tandem Nowacka-Lubnauer.
Czy widzi to Gazeta Wyborcza, która opublikowała hiobowy w wymowie tekst poświęcony "pokoleniu z"? Nawet jeśli tak to o tym, do czego w finale doprowadzi reformatorska pasja niedouczonych (a może działających planowo) "ministerek" "GW" nie pisze. No cóż, do zbierania szparagów w Niemczech nie trzeba znać polskiej historii i literatury, a otrzymane za pracę u bauerów "ojro" przeliczyć można dysponując umięjętnością liczenia do pięciuset (tyle przewidywał w swoim programie "oświatowym" dla Polek i Polaków niejaki Himmler).
Materiał w "GW", który przytaczamy za "Faktem" jest jednak ciekawy i przerażający...
Pomiędzy zetkami a ich pracodawcami czy wykładowcami można zauważyć książkowy przykład przepaści pokoleniowej i kulturowej.
"Prof. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego, jest wykładowcą z 30-letnim stażem i chociaż uczył studentów z różnych pokoleń, zetki są dla niego ogromnym szokiem. - To pokolenie jest inne. Mają ogromne problemy z przyjmowaniem niepowodzenia, unikają ryzyka [...] Są tak przekonani o własnej nieomylności, że nie przyjmują do wiadomości oczywistych błędów" - mówił prof. Szukalski w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Wykładowca podkreślił również (co cytujemy za "Faktem"), że obecnie musi znacznie ograniczać zakres materiału ze względu na słabą wiedzę ogólną studentów, którzy często nie potrafią nawet wymienić nazw wszystkich województw.
— Mniej więcej jedna trzecia przychodzi na zajęcia bez notesów, laptopów, nic nie notuje. Są słabo przygotowani – dodaje prof. Szukalski.
Podobne zdanie o pokoleniu Z ma dr Dorota Kałuża-Kopias z Uniwersytetu Łódzkiego, która zauważa też, że zetki potrzebują zupełnie innej formy nauczania. Są mniej uzdolnieni matematycznie, mają trudności z formułowaniem myśli i często są podatni na wpływy.
— To pokolenie nastawione na siebie [...] Trzeba ich inaczej uczyć, nie wolno przekazać zbyt wielu informacji jednocześnie, musi to być krótkie info. Im nawet lektura dłuższego mejla sprawia trudność — tłumaczyła w rozmowie z "GW".
"Wykładowczyni podkreśla też inny spory problem — zetki uważają, że są pępkami świata, w związku z tym nie mają wstydu przed starszymi i notorycznie składają skargi, m.in. na żarty, które odbierają jako mobbing czy ośmieszanie. Co ciekawe, dr Kałuża-Kopias zauważa też ich niezdolność do dłuższych wypowiedzi spowodowaną komunikowaniem się przez SMS-y", czytamy.
Także dr Paweł Kowalski z Katedry Marketingu Uniwersytetu Łódzkiego uważa, że w przypadku pokolenia Z trzeba podejść do nauczania całkiem inaczej. Inaczej studenci szybko tracą zainteresowanie zajęciami. Potrzebne są filmy, zdjęcia, prezentacje, ciekawe i angażujące opowieści.
– Zetki są pełne sprzeczności, lubią pracę w grupie, ale nie potrafią tak pracować. To bardzo samotnicze pokolenie, zamknięte w świecie wirtualnym — zauważył wykładowca w rozmowie z "GW".