Niemcy oburzają się na oburzenie Polaków wystawą "Nasi chłopcy"

To, co dla wielu Polaków, wcielonych siłą do Wehrmachtu w czasie II wojny światowej, było tragedią, na wystawie "Nasi chłopcy" przedstawione zostało jako pasjonująca przygoda, możliwość odwiedzenia nieznanych dotąd krajów, a nawet znalezienia miłości. Ekspozycja firmowana przez Muzeum Gdańska wzbudziła ostry sprzeciw środowisk patriotycznych, które od kilku tygodni prowadzą akcję zbierania podpisów pod apelem potępiającym zakłamywanie polskiej historii. Krytyka wystawy oburzyła niemieckie media, które chwalą ekspozycję, a negatywny do niej stosunek uznają za... przejaw hejtu.
"Wystawa „Nasi chłopcy” poświęcona Polakom, którzy w czasie II wojny światowej zostali wcieleni do Wehrmachtu, oburzyła polityków i wywołała spory wśród intelektualistów i celebrytów", informuje dziennik „Welt am Sonntag”. „Młodzi mężczyźni noszą mundury Wehrmachtu, a niektórzy z nich uśmiechają się”, opisuje warszawski korespondent gazety Philipp Fritz, który przyznaje, choć z wyczuwalnym zdziwieniem, iż "służba byłych obywateli Polski w armii sprawców uważana jest przez wielu Polaków za skandal".
Zwróćmy uwagę na to zdanie niemieckiego dziennikarza. Fritz ludobójczy Wehrmacht (większość zbrodni wojennych w Polsce i nie tylko w Polsce dokonywała właśnie ta formacja, a to z tej przyczyny, że była najliczniejsza) kryje pod enigmatyczną figurą "armii sprawców". Jest jednak coś jeszcze gorszego - Fritz posługuje się kalką nazistowskiej i sowieckiej propagandy określając przymusowo wcielonych do armii Hitlera Polaków, jako "byłych obywateli Polski". Dokładnie tak określała ich propaganda Goebbelsa i Mołotowa, który II Rzeczpospolitą określał wręcz jako "pokracznego bękarta Traktatu Wersalskiego". Tak pisali Niemcy i Rosjanie w latach 1939-1941, czy Fritz zapisuje się do tej samej szkoły?
Nawet jeśli tak nie jest to słowa ostrej krytyki, jaką niemiecki dziennikarz kieruje w stronę osób oburzonych wystawą, są bardzo znamienne. Nie zmienia tego rytualne, i mało w związku z tym znaczące, przypomnienie, że "Polska jest krajem, który najbardziej ucierpiał wskutek niemieckiej okupacji". Zaraz po tym "przypomnieniu", Fritz zauważa bowiem, iż "temat wystawy prowokuje sprzeciw – każdy tekst i każda wypowiedź pociąga za sobą krytykę, a nawet nienawiść ze strony polityków, mediów i mediów społecznościowych". W tym miejscu niemiecki dziennikarz pochyla się z troską nad kuratorem wystawy, który pożalił mu się, że padł ofiarą hejtu. „Nazywają mnie folksdojczem i radzą, abym spadał do Niemiec. Ale dlaczego miałbym wyjeżdżać? Mieszkam na Śląsku, gdzie moja rodzina jest od co najmniej 400 lat”, wyjawił kurator gdańskiej ekspozycji.
Ani niemiecki dziennikarz, ani jego rozmówca zdają się nie zauważać argumentów krytyków wystawy. Przytoczmy tylko dwie wypowiedzi: "Nazwa, która mówi o „naszych chłopcach” jest absolutnie niedopuszczalna w kontekście ogólnopolskim. W Polsce nasi chłopcy to Powstańcy Warszawscy, żołnierze Armii Krajowej, Gryfa Pomorskiego, a nie żołnierze wcielani do armii III Rzeszy", stwierdził poseł Kazimierz Smoliński, a posłanka Dorota Arciszewska-Mielewczyk dopowiedziała, że "treść ekspozycji może mieć daleko idące konsekwencje międzynarodowe, m.in. próby przypisywania Polakom współodpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej. Dlatego konieczne jest przeciwstawienie się takim narracjom".
To że argumenty te nie przyjmuje, kierujący się interesem swojej ojczyzny, Fritz raczej nie dziwi, Gorzej, że nie trafiają one do obecnego kierownictwa Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Muzeum Gdańska, które to instytucje wystosowały oświadczenia, w których przekonywały, że „narracja wokół wystawy bywa wykorzystywana instrumentalnie dla doraźnych celów politycznych”.
Źródło: Republika, dw.com, x.com
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X