Były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku Paweł Machcewicz uważa, że losy tej placówki mają wymiar uniwersalny i są przykładem bezprecedensowej ingerencji polityków w kulturę i historię.
Szanowni Państwo
W związku z wypowiedziami prof. Pawła Machcewicza towarzyszącymi wydaniu niemieckiej wersji jego książki, chciałbym zwrócić uwagę Państwa i opinii publicznej na następujące fakty:
Były dyrektor Muzeum II Wojny w Gdańsku, Paweł Machcewicz, podczas prezentacji w Berlinie niemieckojęzycznego wydania swojej książki "Bitwa o wojnę. Muzeum Drugiej Wojny Światowej w Gdańsku. Powstanie i spór” sformułował pogląd o „głębokiej ingerencji politycznej” w kształt wystawy, która za jego właśnie sprawą od samego początku była głęboko polityczna. Na każdym kroku na wystawie w jej pierwotnym kształcie widać było politykę: politykę poprawności politycznej, politykę historyczną sąsiadów Polski, wreszcie, co szczególnie bolesne, tzw. politykę wstydu, która znalazła swoje liczne przejawy nie tylko w doborze materiału prezentowanego na wystawie, ale w manipulacjach sposobem jego ukazania. Wystarczy tu przytoczyć prezentację postaw Polaków względem Holokaustu, zaczynającą się od obojętności i wrogości, by na marginesie wspomnieć o „innych” [Polakach], którzy ratowali Żydów.
Paweł Machcewicz zarzuca także „próbę zmiany wystawy stworzonej przez najwybitniejszych historyków polskich i zagranicznych”. Zapewne za najwybitniejszego w tym gronie Paweł Machcewicz uznaje samego siebie, a wybitność innych zależy od oceny Pawła Machcewicza. Abstrahując jednak od kryteriów „wybitności”, cała ta rodzima i międzynarodowa wybitność, poza skandalicznie wykoślawioną wizją II wojny światowej, w której wszyscy cierpią, a kaci zamieniają się miejscami z ofiarami, nie przeszkodziła Pawłowi Machcewiczowi i jego współpracownikom popełnić przy realizacji wystawy dziesiątków błędów merytorycznych („demilitaryzacja Nadrenii przez Hitlera”, polskie zbrojne podziemie o liczebności francuskiej Resistance, 1 września 1944 jako data wybuchu Powstania Warszawskiego i wiele innych). O licznych błędach w pisowni, tłumaczeniach, sposobie ekspozycji, czy opisie eksponatów nie wspominając.
Zdaniem Machcewicza dokonywanie zmian na wystawie „godzi w fundamenty polskiej wolności i demokracji”. Podobnie jak o wybitności, o tym co jest demokratyczne również zapewne decyduje Paweł Machcewicz, skoro przy tworzeniu wystawy zignorował oczekiwania większości Polaków (znane mu z badań opinii publicznej) i kluczowych dla społecznych oczekiwań polskich bohaterów II wojny światowej nie pokazał na wystawie wcale, bądź w taki sposób, że zwiedzający opuszczali Muzeum w ogóle ich nie zauważając. Paweł Machcewicz chwali się przy tym, że u podstaw koncepcji stworzenia Muzeum była polemika z niemieckimi środowiskami Związku Wypędzonych i ich dążeniem do wyeksponowania niemieckich ofiar wojny, zaznaczając przy tym, że „jego propozycja Muzeum II Wojny Światowej była pomyślana jako polemiczna odpowiedź na działania ziomkostw i władz niemieckich, uwzględniająca doświadczenia wojenne Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej”. Pojawia się pytanie w którym miejscu na wystawie jest ta „polemiczna odpowiedź”? Tam, gdzie w opowieści o obozach zabrakło św. Maksymiliana Kolbe, który podważył niemiecki terror obozowy? Czy może tam, gdzie niemieccy żołnierze określani byli mianem „ofiar” II wojny światowej. A może tam, gdzie „Niemcy”, jako sprawcy zbrodni wojennych w tajemniczy sposób w angielskiej wersji tego samego przekazu stają się „nazistami”? To są zwykłe kłamstwa pana prof. Machcewicza !
Jak w tym kontekście oceniać należy fakt wydania książki Pawła Machcewicza w zaledwie cztery miesiące po polskiej premierze w wersji niemieckojęzycznej? Przecież gdyby chciał wyjść ze swoim przekazem na szerokie fora światowe, wydałby ją po angielsku. Zresztą szkoda, że prof. Machcewicz nie przykładał się z takim zapałem do tworzenia obcojęzycznych publikacji wydawanych przez kierowane przez siebie Muzeum. W ciągu ośmiu lat jedynie 2 książki zostały przełożone na język obcy. Tak wyglądało „międzynarodowe znaczenie” Muzeum, jakim zwykł się chełpić.
Groteskowo brzmią zarzuty „męczennika” Machcewicza, gdy ten skarży się na kneblowanie mu ust, na „odbieranie mu prawa do wolności wyrażania opinii”, podczas gdy sam uznaje istnienie wyłącznie własnej wizji świata i własnej narracji historycznej, cóż z tego, że pełnej usterek merytorycznych, przekłamań i manipulacji. Ale tak w zasadzie, to kto i gdzie Panu te usta knebluje?
W narracji Pawła Machcewicza o tworzeniu Muzeum brak jest natomiast refleksji nad fatalną lokalizacją inwestycji u zbiegu dwóch cieków wodnych. Dla wystawy i zbiorów umieszczonych 14 metrów pod ziemią powoduje to ogromne zagrożenie zalaniem przy każdej powodziowej sytuacji, których w Gdańsku w ostatnich latach nie brakuje. Jakby tego było mało kanalizacja burzowa i sanitarna umieszczona została tuż nad wystawą i magazynami eksponatów, grożąc w każdej chwili zalaniem nie tylko wodą, ale także fekaliami, o krok od czego Muzeum znalazło się w trakcie niedawnej awarii przepompowni. Pawła Machcewicza nie martwią też najwyraźniej kolosalne koszty samej inwestycji i opóźnienia w jej realizacji związane z tą nieprzemyślaną lokalizacją. Próżno także szukać w „autohagiografii” prof. Machcewicza informacji, że otwierane naprędce u schyłku jego rządów Muzeum, przejęte zostało protokołem końcowym podpisanym przez niego samego z przeszło 2,5 tysiącami usterek i bez prawidłowego sprawdzenia licznych systemów, z których spora część do dziś nie działa prawidłowo. Z drugiej strony może trudno się temu dziwić, skoro odpowiadając za tak wielką i drogą inwestycję przez cały czas jej realizacji pojawiał się jedynie czasem na placu budowy i w ogóle w Gdańsku.
Być może zamiast opisywać rzekome krzywdy jakich doznał i publikować je po niemiecku, były dyrektor Muzeum powinien napisać „Poradnik jak beztrosko wydać 500 mln z publicznych pieniędzy”.
Paweł Machcewicz tęskni, a nawet otwarcie zapowiada, że zamierza doprowadzić do powrotu pierwotnego kształtu wystawy. Innymi słowy deklaruje usunięcie z niej rodziny Ulmów i św. Maksymiliana Kolbego, schowanie w na powrót w ciemnym kącie Ireny Sendlerowej i zredukowanie obecności takich postaci jak Pilecki, Hubal i Rejewski, a z drugiej strony przywrócenie narracji o polskim współsprawstwie w Holokauście, opowieści o oporze symbolizowanym przez postać Sophie Scholl i idyllicznego obrazka sowieckiego totalitaryzmu przed 1939 rokiem.
Paweł Machcewicz całym szeregiem swoich postaw i wypowiedzi udowadnia, że reprezentuje rodzaj mentalności kastowej, dla której historia i kultura są wyłączną własnością określonej koterii, mającej o sobie tak wygórowane mniemanie, że uprawnia ją to do kreowania swojej „prawdy” o historii, a faktografia i dokładność w mówieniu o przeszłości jej nie dotyczą.
dr Karol Nawrocki
Dyrektor Muzeum II Wojny Światowej
w Gdańsku