Narodowy Fundusz Zdrowia płacił za usuwanie zaćmy tylko wtedy, kiedy choroba jest już bardzo zaawansowana. Reszta chorych będzie musiała sama ponieść koszty leczenia. Taki pomysł na zmniejszenie kolejek ma minister zdrowia.
Okuliści szacują, że jeśli minister zdrowia nie zmieni stanowiska, to połowa z 493 tys. chorych zapisanych dziś w kolejkach do usunięcia zaćmy z nich wypadnie – informuje Gazeta Wyborcza.
Pacjenci będą zmuszeni wykonać zabieg prywatnie lub czekać, aż choroba się u nich rozwinie.
– To tak, jakby leczyć raka dopiero wtedy, kiedy wystąpią już przerzuty. To rozwiązanie jest fatalne dla chorych, bo im później robi się operację, tym więcej jest powikłań – stwierdza jeden z okulistów cytowany przez „GW”.
– Osoby najgorzej widzące będą z pewnością dużo krócej czekać na operację. Z drugiej jednak strony, dla pacjentów czynnych zawodowo to bardzo niekorzystne rozwiązanie – mówi dr Jolanta Oficjalska, dyrektor medyczny w firmie Lexum mającej sieć lecznic okulistycznych.
Na opinie okulistów MZ poczeka do 13 września. – Ostateczny kształt projektowanego rozwiązania może ulec zmianie – mówi Krzysztof Bąk, rzecznik resortu zdrowia. Jednak MZ najprawdopodobniej nie ustąpi. W opinii ministerstwa kolejki do usunięcia zaćmy są „sztucznie pompowane”. Kiedy przychodzi termin zabiegu, niektórzy pacjenci widzą jeszcze na tyle dobrze, że wcale się nie zgłaszają do szpitala.
Zaćma jest jedną z najczęściej występujących chorób oczu. Jej przebieg charakteryzuje się zmętnieniem soczewki. Choremu wydaje się, że świat jest coraz bardziej za mgłą. Zaćma może doprowadzić do ślepoty.