Ta część rodzin, która podpisała się pod listem do prezydenta to w większości ludzie, którzy angażują się w mistyfikację na polecenie, nie dlatego że maja wolę zajmowania się Smoleńskiem, tylko w ten sposób dbają o swoje prywatne interesy – mówiła na antenie Telewizji Republika Magdalena Merta wdowa po zmarłym w katastrofie smoleńskiej Tomaszu Mercie.
– Oni w ogóle w nic się nie angażują, nie dbają o pamięć tych, którzy odeszli – podkreślała.
Magdalena Merta stwierdziła również, że nie dziwi ją fakt, że list części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej do Bronisława Komorowskiego był edytowany przez osoby z kancelarii prezydenta.
Przypomniała, że te same nazwiska przewijają się przez inne inicjatywy prezydenta związane z pamięcią o Smoleńsku.
– Nie pierwszy raz prezydent dobiera sobie tych zmistyfikowanych nadawców listu – zaznaczyła. –Pamiętajmy, że mieliśmy pół roku po katastrofie wyjazd pani prezydentowej do Smoleńska z częścią rodzin, starannie wyselekcjonowano również rodziny, kiedy gościł u nas Miedwiediew, ich nazwiska są tez pod listem – wyjaśniała.
Wdowa po Tomaszu Mercie zauważyła, że na liście do prezydenta zabrakło najważniejszego podpisu – rodziny Lecha i Marii Kaczyńskich.
– Nie ma tam nazwiska najważniejszego, nie ma tam rodziny Jarosława Kaczyńskiego – mówiła. –
To rodzina pary prezydenckiej powinna być pierwszą, która mogłaby zabierać głos w tej sprawie – dodała. – Ostrożnie i nieufnie traktowałabym każdą inicjatywę której nie formuje to właśnie nazwisko – podkreśliła.