Mec. Lew-Mirski o katastrofie smoleńskiej: Państwo polskie – niestety – nie zdało egzaminu
– Państwo dba o swojego obywatela. U nas, ta ekipa, za której ekipy przyszło rozstrzygać katastrofę smoleńską uznało, że nie ma się czym przejmować – mówił w Telewizji Republika, odnosząc się do wczorajszego orzeczenia, mec. Andrzej Lew-Mirski.
Mec. Andrzej Lew-Mirski był gościem "Wolnych Głosów Wieczorem". Rozmowa dotyczyła wczorajszego orzeczenia Sądu Najwyższego, który w siedmioosobowym składzie uznał, że prezydent Andrzej Duda nie miał prawa ułaskawić Mariusza Kamińskiego.
Prezydent, dr prawa uznał, że rozstrzygnięcie sądu wobec pana Kamińskiego jest krzywdzące
– Tęgie głowy nad tym problemem się łamią. Mam oczywiście swój prywatny pogląd. Niewątpliwie uważam, że pierwszy wniosek jest taki, że trzeba zmienić konstytucję, która mówi, że prezydent ma prawo łaski i koniec. Gdyby głos ludu był taki, że ograniczamy prawo prezydenta, to zostałoby to zapisane – mówił mecenas.
Mec. Lew-Mirski podkreślił, że w tej sprawie "Sąd Najwyższy został wywołany do tablicy". – Mógł uchylić się od tej odpowiedzi, ale zrobił inaczej. (...) Nie tylko odniósł się do etapu, kiedy prezydent może zrobić wszystko, ale dotyczyło to tego, że SN doszedł do wniosku, że trzeba wypowiedzieć się szerzej. Uważam osobiście, że Sąd Najwyższy powinien się uchylić od tej odpowiedzi – stwierdził mecenas.
– Prezydent ma prawo łaski i z niego skorzystał – podkreślił. – Prezydent, dr prawa uznał, że rozstrzygnięcie sądu wobec pana Kamińskiego jest krzywdzące. Prezydent w określonych sytuacjach stosuje prawo łaski i koniec. Ma do tego prawo – wskazał gość TV Republika.
U nas, ta ekipa, za której ekipy przyszło rozstrzygać katastrofę smoleńską uznało, ze nie ma się czym przejmować
Odnosząc się do ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej i ich szokujących wyników, mec. Lew-Mirski wskazał, że "przez pewien moment myślała, że nad Polską ciąży jakieś fatum". – Ledwo wygrzebaliśmy się z tego sowieckiego bałaganu, a tu nagle ginie prawie sto osób. Jednak są winni tego nieszczęścia. Okazuje się, że w naszym kraju ważniejsza jest polityka, tzw. ciepła woda w kranie, a ci, którzy zginęli w Smoleńsku, nie są warci tego, żeby dochodzić jak zginęli. Próbowało się to uciszyć, ale na szczęście się to nie udało. (...) W tym bałaganie łatwo o wszelkiego rodzaju pomyłki, ale to nie są pomyłki zwykłe. Są procedury. Odnosi się wrażenie, ze mieliśmy do czynienia z inną "przygodą". Państwo dba o swojego obywatela. U nas, ta ekipa, za której ekipy przyszło rozstrzygać katastrofę smoleńską uznało, że nie ma się czym przejmować – mówił.
– Uważam, ze państwo – niestety – nie zdało egzaminu. Tutaj nie było dobrej woli – ocenił mecenas.