– SKW powstała na gruzach WSI. Potrzeba było dobrej zmiany już wtedy w latach 2005-2006. SKW powstała na zasadzie nowej służby, którą zbudował minister Macierewicz. Miała być wizytówką pod pierwszymi rządami PiS-u. Potem się okazało, że kiedy rząd PiS-u odszedł, to ta służba troszeczkę się wykoleiła. Jeśli przyjąć założenie, że SKW inwigilowała cywila, to albo nie znała przepisów, albo coś się tam wykoleiło – powiedział mec. Andrzej Lew-Mirski, który był jedną z osób inwigilowanych przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego za rządów PO-PSL.
Przypomnijmy, że wczoraj "Gazeta Polska Codziennie" ujawniła, że Służba Kontrwywiadu Wojskowego w czasie rządów koalicji PO–PSL inwigilowała m.in. władze spółki i dziennikarzy Strefy Wolnego Słowa, a także przedsiębiorstwa z nią współpracujące. Dziennik napisał, że intensyfikacja działań tajnych służb nastąpiła po katastrofie smoleńskiej i w trakcie kampanii wyborczej Bronisława Komorowskiego. CZYTAJ WIĘCEJ
Mec. Lew Mirski powiedział, że SKW miała pomysł inwigilowania środowisk w tym prawników. Jak dodał, tak się złożyło, że z powodów zawodowych wykonywał funkcje adwokata. – Nigdy nie byłem wojskowym. Na dobrą rzecz SKW nie miała tytułu prawnego, żeby zająć się kimś takim, jak ja – ocenił.
Rozmówca Tomasza Sakiewicza stwierdził również, że można się przyzwyczaić do pewnych rzeczy i do inwigilacji również. Powiedział również, że stare czasy zaczynają wracać. – Jeśli się przeżyło określone okoliczności w latach 80. i potem wróci się do III RP, gdzie idziemy do przodu, to wtedy mogło dojść do sytuacji kontynuacji lat 80. Podejrzewam, że chodziło o zwykłą ciekawość, z kim mamy do czynienia. Warto się dowiedzieć, czy to człowiek, który ma mocniejsze nerwy, czy słabsze, czy jest podatny, czyli to, co każda służba robi – ocenił.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Dane Polaków sprzedawane "na mieście"? Bodnar: Były postępowania karne przeciwko funkcjonariuszom