Mimo wielu wysiłków i starań - choćby faktycznego wycofania się z prorozwojowych inwestycji mogących zagrozić interesom gospodarczym Niemiec, nasi "zachodni przyjaciele" nie są do końca zadowoleni z ekipy 13 grudnia. W wyniku działań polskiego rządu Zjednoczonej Prawicy, różnice w podejściu do migracji, czy energii w obu krajach są tak duże, że nawet Donald Tusk nie może ich dotąd zlikwidować.
„Nadzieje na nowy początek w stosunkach polsko-niemieckich z Donaldem Tuskiem jako szefem rządu nie zostały dotąd zrealizowane” – pisze w „Die Welt” Philipp Fritz, warszawski korespondent gazety. Jak podkreśla Fritz "antyniemiecka retoryka" (a Niemcy uważają za nią wszelką politykę niezgodną z ich interesami), obecna przez osiem lat rządów PiS, ustała co prawda po objęciu przez Tuska stanowiska premiera, ale nie udało się osiągnąć "nowego początku" relacjach polsko-niemieckich. „Ponad pół roku po objęciu urzędu przez Tuska stało się jasne: wielki sukces się nie zmaterializował. Gesty pojednania czy partnerstwa? Bez szans. Nowe, wspólne projekty inwestycyjne, obronne czy inicjatywy polityczne w Europie? Nic z tych rzeczy” – pisze Fritz.
Jego zdaniem wizerunek Niemiec w Polsce uległ znacznemu pogorszeniu, choć obecnie oba kraje potrzebują się nawzajem znacznie bardziej niż kiedykolwiek. Fritz wymienia jako zagrożenia: możliwy powrót Donalda Trumpa do Białego Domu, rosnącą popularność prawicowych populistów we Francji. To sprawia, że Polska staje się ważnym partnerem Berlina w polityce bezpieczeństwa.
„Ale sprawy utknęły w martwym punkcie. Są ku temu dwa główne powody: Stanowiska Niemiec i Polski w najważniejszych kwestiach, takich jak migracja i polityka energetyczna, są zbyt rozbieżne, aby oba kraje mogły wspólnie iść naprzód w Europie. Ponadto, reputacja Tuska jako przyjaznego Niemcom stoi na przeszkodzie zbliżeniu z Berlinem” – czytamy.
Dodatkowo, jak pisze „Die Welt”, PiS przez lata przedstawiał Tuska jako „niemieckiego agenta”. Pogorszenie wizerunku Niemiec w Polsce spowodowało też obstawanie przy budowie gazociągu Nord Stream czy niezdecydowana reakcja Berlina po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. „Tusk wie, że widoczne zbliżenie do niemieckiej polityki nie jest dobrze widziane przez wyborców – on, „niemiecki agent”, byłby za to obwiniany” – podkreśla korespondent gazety.
Dokładnie z tego samego powodu Tusk miał się nie zgodzić na ochłap zaproponowany przez Scholza jako odszkodowanie za niemieckie zbrodnie wojenne. Rząd Niemiec chciał przeznaczyć na to 200 mln euro. Zdaniem autora, gdyby Tusk zgodził się na tę ofertę, „wyglądałoby to na ustępstwo wobec Niemców. 200 milionów dla ofiar byłoby zbyt małą kwotą, a on sam po raz kolejny zostałby potraktowany jako ‘niemiecki agent'” – czytamy.
„Die Welt” twierdzi, że „niemieckich pułapek” jest więcej. Wśród nich wymienia oskarżenia pod adresem Tuska, jakoby sprzyjał on niemieckiemu przemysłowi lotniczemu nie zgadzając się na budowę centralnego portu lotniczego CPK. „To samo dotyczy ewentualnego zakupu niemieckiego sprzętu obronnego czy rozbudowy odnawialnych źródeł energii. Oskarżenie o bliskość z Niemcami ogranicza politykę Tuska wobec Niemiec” – czytamy.
Także różnice zdań w przypadku unijnej polityki azylowej, którą Polska uznaje za zbyt łagodną, nie pomagają w zbliżeniu z Niemcami. Podobnie jak podejście do transformacji energetycznej. Podczas gdy polski rząd nadal w dużej mierze polega na węglu i zamierza wybudować elektrownię atomową, Niemcy zamknęli swoje reaktory jądrowe i koncentrują się głównie na rozwoju odnawialnych źródeł energii. „Jest mało prawdopodobne, aby Berlin i Warszawa zbliżyły się do siebie w przyszłości” – stwierdza ze smutkiem Philipp Fritz.