Magdalena Merta: Ja wciąż mam obawy czy da się badać katastrofę samolotu bez samolotu, czyli bez wraku
Magdalena Merta, żona Tomasza Merty, który zginął w katastrofie smoleńskiej była gościem Aleksandra Wierzejskiego w poranku Telewizji Republika. Rozmowy dotyczyły najnowszych ustaleń dotyczących przyczyn tragedii.
Na początku rozmowy, Magdalena Merta powiedziała, że wciąż nieustannie zadaje sobie pytanie o to, jak umierał jej maż. Oznajmiła, że stale śledzi postępy prac, by dowiedzieć się w końcu prawdy o katastrofie.
- Nieustannie zadaje sobie to pytanie, jak umierał Tomek, czy cierpiał. Od 8 lat staram się śledzić wszystko co się wokół tej sprawy dzieje. Wiem kiedy kłamano, staram się tez wiedzieć o postępach w wyjaśnianiu jej.
Redaktor przypomniał, że w Gazecie Polskiej został opublikowany artykuł, który może dotyczyć przełomowych faktów odnośnie przyczyn katastrofy. Odkryto, że na lotnisku, w nocy poprzedzającej lot, który zakończył się katastrofą ktoś „majstrował przy skrzydle Tu-154”. Jest to bez wątpienia szokująca informacja, jednak żona tragicznie zmarłego pod Smoleńskiem, stwierdziła, że stara się być ostrożna i spokojna przy tego typu doniesieniach.
- Ja dowiedziałam się o tym wczoraj. Była bym jednak dalece ostrożna. Po pierwsze, należy po prostu zapytać tych, którzy odpowiadali za bezpieczeństwo samolotu, co takiego mogło sprawić, że jakaś ekipa się tam znalazła. Myślę że należy takie informacje przyjmować ze spokojem.
Trzeba starać się to wyjaśnić bo odpowiedź może być bardzo prosta i prozaiczna. Nie musi mieć związku z tym co się stało. Należało by poczekać na odpowiedź lotniska.
- Z materiału wynika jedna istotna rzecz, która moim zdaniem do tej pory nie była przedmiotem prawdziwego zainteresowania, czyli to co się działo przed katastrofą. Wątek, że zmieniono samolot ten, którym lecieli dziennikarze a mieli nim lecieć generałowie. Było ich mniej niż dziennikarzy więc dokonano zamiany. Usłyszałam kiedyś taką teorię, że gdyby na pokładzie Jaka lecieli generałowie to spadł by Jak a nie Tupolew. To co teraz pisze GP wskazuje, że w końcu ktoś się tym zajął. Ktoś szuka odpowiedzi w tym obszarze – powiedziała Magdalena Merta.
Redaktor przypomniał, że przez szereg ostatnich dni dociera do nas wiele informacji odnośnie możliwych przyczyn katastrofy. Prowadzone są badania amerykańskich naukowców, robione są pomiary a profesor Binienda nawet wskazał w których miejscach mogły być umieszczone w skrzydle ładunki wybuchowe. Goszcząca w studiu Magdalena Merta wyraziła zadowolenie z częstego przekazywania do mediów nowych doniesień.
- To też duża dobra zmiana. Dobrze wspominam czasy działania zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza. Były wtedy organizowane konferencje smoleńskie na których bytła możliwość zapoznania się z wynikami badań które przeprowadzono. Mam wrażenie, że odkąd powstała Komisja Smoleńska to tak bardzo skupiła się na pracy, że nie starcza czasu na stałą sprawozdawczość z postępów pracy. O nowych ustaleniach dowiadywaliśmy się od przypadku do przypadku. Krytykowaliśmy kiedyś prokuraturę wojskową że rzadko organizuje spotkania, żeby przekazać ustalenia. Ale obecna prokuratura, którą jest za co chwalić jak np. za ekshumacje, to sprawy spotkań z rodzinami zaniedbuje. Mamy dostęp do informacji na tyle na ile się upomnimy. Dobrze, że nastąpiła taka zmiana że komisja wychodzi z takimi informacjami, chce je upubliczniać a wcześniej powiedzieć o nich rodzinom i to co mnie bardzo cieszy to to ze nie czekano z tym do 10 kwietnia. Nie rozumiem tego fetyszyzowania dat. Zwykle wszystkie informacje zbierano i podawano z okazji rocznicy. Może uznawano, że wtedy będzie większe zainteresowanie społeczne z tego powodu że jest rocznica. Ale nie jest to moim zdaniem najlepszy moment. Profesor Binienda i komisja przestali dostosowywać kalendarz do wydarzeń rocznicowych – powiedziała z zadowoleniem Merta.
Na zakończenie rozmowy, gość programu odniosła się do pierwszych raportów z katastrofy i wyraziła obawę, czy dokładne badanie przyczyn, możliwe jest w ogóle bez wraku samolotu.
- To że raporty były kłamliwe, wiemy od lat. Za mało wiedzieliśmy o tym co się naprawdę wydarzyło. To jest jakiś przełom. Ja wciąż mam obawy czy da się badać katastrofę samolotu bez samolotu, czyli bez wraku – stwierdziła na zakończenie żona tragicznie zmarłego Tomasza Merty.