Stanisław Michalkiewicz jest jednym z najlepszych polskich felietonistów. Ludzi inteligentnych pociąga u niego mistrzowskie opanowanie ironii, z kolei antysemici i przerażeni „żydowską okupacją Polski” mogą się nasłuchać do woli o końcu Polski i o Judeopolonii. Zachwyceni formą, rzadko zwracają uwagę na treść i konsekwencje głoszonych tez - pisze w najnowszej "Gazecie Polskiej" dr Jerzy Targalski.
Ulubiony zwrot felietonisty na określenie Polski – „nasz nieszczęśliwy kraj” – ma wywołać w słuchaczach wrażenie, że Polska pada ofiarą ciemnych sił, a sytuacja jest beznadziejna. Michalkiewicz podważa sens jakiegokolwiek działania, gdyż o wszystkim zawsze decydują służby, wszystko jest z góry ustalone i rozstrzygnięte. Polska jest skazana na pognębienie, a kto decyduje się działać, zapisuje się do obcej agentury. Jednocześnie Michalkiewicz sprytnie sugeruje apokaliptyczną przyszłość. „Gdybym był rosyjskim prezydentem, to bym doradzał prezydentowi Trumpowi, że… Ukrainę Zachodnią dobrze by było połączyć ze wschodnią Polską i utworzyć w ten sposób Judeopolonię” – przekonuje felietonista. Niegrzecznie byłoby sądzić, że nie wymyślił tego sam. Rzecz w tym jednak, że już 9 września 2014 r. panslawistyczny i antysemicki kanał rosyjskiej propagandy, zwany Tajnym Archiwum Watykańskim, czyli Wielka Pobudka Słowian, pisał: „Nowym Izraelem (nową Chazarią) będą więc z pewnością tereny zachodniej Ukrainy, a być może (jak nie będziemy czujni) i wschodniej Polski.
(...)
A po lipcowych Helsinkach powtarza to Michalkiewicz. Myślenie Michalkiewicza wywodzi się bowiem z tradycji talmudycznej, opartej na pozornych analogiach, paradoksach i fałszywych przesłankach.