Łysiak: Żołnierze Niezłomni 1768. Konfederacja barska, czyli pierwsze antyrosyjskie powstanie!
Kiedy Cześnik w „Zemście” Fredry wyciąga szable do pojedynku z Rejentem, jedną z nich darzy szczególną estymą. Mówi o niej z wyraźnym wzruszeniem: „He, he, he! Pani Barska! Pod Słonimem, Podhajcami, Berdyczowem, Łomazami. Dobrze mi się wysłużyła. Inna też to sprawa była: Młódź acz dzielna, w boju dziarska, Prym dawała starszym w radzie. Tak jak w poczet Bóg nas kładzie”. Ta „pani Barska” u Cześnika nie była przypadkowa – Fredro doskonale wiedział, że konfederacja barska stanowi część narodowej pamięci, duchowej spuścizny, do której odwoływały się kolejne pokolenia Polaków zmagające się z ograniczaną suwerennością. Śladem tej duchowej pamięci były utwory poetyckie, pieśni czy romantyczne powieści, które opiewały czyny konfederatów. Żołnierze Wyklęci dobrze znali historie polskich powstań, w tym także konfederacji barskiej. „Łupaszka”, „Uskok”, „Lalek”, „Sokół” czy „Żelazny” – to byli godni dziedzice testamentu powstańców roku 1768 - pisze Tomasz Łysiak w najnowszym numerze "Gazety Polskiej".
Konfederacja barska została zawiązana na Podolu 29 lutego 1768 r. Jednak trudno byłoby opisywać ją, skupiając swoją uwagę jedynie na wydarzeniach bezpośrednio poprzedzających wypadki w Barze czy też te mające nastąpić w następnych miesiącach. Perspektywa musiałaby być dużo szersza i obejmować co najmniej cztery lata poprzednie – od elekcji Stanisława Augusta Poniatowskiego do pierwszego rozbioru Polski w 1772 r. A i tak byłyby to ramy zbyt wąskie, bo konfederacja uznawana za pierwsze narodowe powstanie w Polsce miała daleko idące skutki, wytyczała nurt wydarzeń, dzieliła Polaków na obozy i miała wpływ na dalsze nasze losy. Co więcej – tradycja walki o niepodległość z bronią w ręku na trwałe wpisała się w nasze dzieje.
Perfidia carskiej przyjaźni
Konfederacja miała i ma swoich apologetów oraz swoich krytyków. Ci ostatni uważają, że przyniosła same szkody i skończyła się porażką, przyczyniając się w efekcie do rozbioru Rzeczypospolitej. Podobnie Polacy byli i są podzieleni w stosunku do powstań narodowych.
Autor wybitnej monografii konfederacji barskiej, prof. Władysław Konopczyński, który wydarzeniom z drugiej połowy XVIII wieku poświęcił kilkadziesiąt lat życia zawodowego, tak pisał o polskim powstaniu 1768 r. we wstępie do wyboru tekstów „konfederackich”: „Bar uodpornił dusze polskie na brutalne naciski ze Wschodu, Bar decydująco nastroił je na ton antyrosyjski. Publicystyka konfederacka odsłoniła całą perfidię carskiej gwarancji, opieki, przyjaźni”.
To jedna z najistotniejszych cech konfederacji barskiej. Bo chociaż znane są te wymieniane w podręcznikach podstawowe przyczyny wybuchu zbrojnego powstania (jakim de facto stała się ta konfederacja), czyli próba przeciwstawienia się reformom, które pod dyktando carycy wprowadzał król Stanisław August, obrona wiary katolickiej i zniesienie ustaw zrównujących w prawach politycznych innowierców z katolikami, to jedna sprawa ma wymiar pierwszorzędny i wyrastający ponad powody szczegółowe. Oto rosyjskie imperium w bezczelny sposób odzierało Polaków z wolności i uderzało w cywilizacyjne podstawy, w tym w wiarę katolicką. Wybuch powstańczy był poprzedzony wieloma wydarzeniami, w których czynny udział wziął wysłannik carycy i ministra Panina, rosyjski poseł Repnin…
Strumień rosyjskich pieniędzy
Jak pisze Konopczyński, „to on właśnie, Repnin, zrobił Poniatowskiego królem”, a potem do spółki z ministrem Paninem, na rozkaz Katarzyny, niszczył Polskę na wszelkie sposoby, nie tylko siłą wojskową wymuszając decyzje sejmowe, ale także usiłując zniszczyć polskiego ducha, obrócić w pył narodową moralność, splugawić nas złotem, szczuć na siebie, a gdy trzeba, po prostu wywozić w niewolę. O ile, według Konopczyńskiego, car Piotr jeszcze za Sasów „zgwałcił pierwszy ciało Polski”, o tyle Katarzyna „ugięła do ziemi jej duszę”. Obie rzeczy składały się na następujący upadek Rzeczypospolitej: „Ten naród zakochany w sobie, dumny na całą Europę ze swej wolności, naród niegdyś wytworny i dostojny, światły i zdolny do postępu, naród, który Marynę i Władysława na Kreml prowadził, pędząc przed sobą dziesięćkroć liczniejsze roty służałych Moskali, polską mowę krzewił w Kijowie i Moskwie, teraz ciemny i wylękniony klęczał przed wspaniałomyślną imperatorową, prosząc o przyjaźń, opiekę i prawa. Bez straty jednej kropli krwi, po prostu zahipnotyzowany ogromem możliwych klęsk i ugłaskany blichtrem łask, wiązał się cały niepodzielnie ze sprawą rosyjską, zaczynał tonąć w idei rosyjskiej, jak tonęły w niej Kijów i Nowogród, Kazań i Astrachań”. Ten obraz niewolenia dusz dopełniały kolejne uczynki Repnina. Dość wspomnieć kwestię porwania czterech senatorów w nocy z 13 na 14 października 1767 r. – ci, którzy protestowali przeciwko łamaniu prawa przez Mikołaja Repnina, zostali przez niego porwani i wywiezieni. A byli to: biskup Kajetan Sołtyk, hetman Rzewuski wraz z synem oraz biskup Józef Jędrzej Załuski. Rosjanie czuli się już tak bezkarnie w Polsce, mając tu swoje wojsko i pełne możliwości siłowego kreowania rzeczywistości, że dokonywali gwałtów całkiem jawnych. Poza tym zresztą oddziaływali na polskie ambicje i tendencje do kłótni, wnikali w duszę szlachcica polskiego i uderzali w najsłabsze miejsca z iście szatańską przebiegłością. Do tego dodać należy szeroki strumień rosyjskich pieniędzy, który płynął z kiesy Repnina do kieszeni posłów, szlachty, magnatów, czy urzędników. Gdy dzisiaj zerknie się w jego roczne zestawienia, to włosy stają na głowie ze zgrozy.
CAŁOŚĆ CZYTAJ W NAJNOWSZYM NUMERZE GAZETY POLSKIEJ