Media, które powinny być miejscem, gdzie ścierają się różne poglądy, stały się tubą władzy i straciły zdolność oceniania rzeczywistości. Mainstreamowi dziennikarze zatracili się w obronie władzy i stracili swoją misję – mówił na antenie Telewizji Republika Paweł Lisicki redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" w kontekście wypowiedzi Tomasza Lisa o członkach komitetu honorowego marszu w obronie demokracji i wolności mediów.
– Całe te pierdolety o sfałszowaniu wyborów, dyrdymały, brednie, banialuki opowiadane przez PiS-owców i PiS-owskich propagandystów... Przecież każdy, kto ma pięć klepek, wie, że to kompletny idiotyzm. Prawdziwe hasło tego marszu to "Razem po władzę". To są ludzie, którzy chcą władzy dla Prawa i Sprawiedliwości, chcą stanowisk rozdawanych przez PiS – mówił w TOK FM Tomasz Lis.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kaczyński: Marsz w obronie demokracji i wolności mediów rozpoczyna wielką akcję sprzeciwu
– To intelektualna łatwizna wyzwać kogoś, nazwać go głupkiem – uznał Lisicki. – Słowa Tomasza Lisa są obraźliwe, wyrażają pogardę i brak zrozumienia – dodał.
Lisicki uznał Lisa za „bardzo zradykalizowanego aktywistę jednej ze stron”.
Podkreślił również, że taki pogląd dziennikarza wskazuje na to, z jakimi wzorcami się styka.
– Fakt, że sądzi on, że osoby angażujące się w marsz robią to tylko po to, żeby zyskać poparcie jakiegoś środowiska, świadczy o jego mentalności – mówił. – Tacy ludzie nie mogą sobie wyobrazić, żeby uczestniczyć w czymś ze względu na idee, a nie korzyści, które można z tego wyciągnąć – tłumaczył.
Naczelny „Do Rzeczy” krytycznie odniósł się również do lansowania opinii, że marsz organizowany przez Prawo i Sprawiedliwość wywoła zamieszki w mieście, doprowadzi do przemocy i zniszczeń.
– Jeżeli Jarosław Kaczyński organizuje marsz, to na pewno zaraz spłonie cała Warszawa – ironizował. – Marsz jest sprzeciwem wobec niedemokratycznych zachowań, nie ma na celu niszczenia wspólnych wartości, takich jak wspólne państwo – wyjaśniał.