Gośćmi redaktora Marcina Bąka w programie Telewizji Republika "Wolne głosy - popołudnie" byli publicyści: Marek Król oraz Jacek Liziniewicz z "Gazety Polskiej Codziennie" - Większość społeczeństwa uznaje, że takie osoby ze świecznika powinny być poza podejrzeniami wszelakimi i teraz stąd pewnie mamy różne sygnały na ten temat, że po prostu były dostarczane pieniądze do kieszeni, do szuflady profesora Grodzkiego - powiedział Liziniewicz.
– Czy w związku z zarzutami korupcyjnymi, marszałek Grodzki powinien podać się do dymisji? Ta sytuacja jest mocno niezręczna dla pana marszałka, oczywiście trzeba pamiętać, że na razie to są wszystko słowa i pan marszałek tak jak każdy obywatel naszego kraju ma prawo się bronić, bo jest to rodzaj pewnego zarzuty - powiedział Marcin Bąk.
– Ale nie jest to nieprawdopodobne, bo przecież wszyscy mamy swoje doświadczenia ze służbą zdrowia i wiadomo, że najpierw trzeba odbyć dwie wizyty u pana profesora i potem dostać profesorskie łóżko w szpitalu. Jest to bardzo kłopotliwa sytuacja. Być może nie przewidywał tego, że zostanie marszałkiem Senatu - mówił Marek Król.
– Faktycznie coraz więcej jest teraz osób, które przyznają, że płacimy pieniądze, natomiast od strony takiej prokuratorskiej tego, to oczywiście jest to słowo przeciwko słowu, bo jak znam to pan profesor się będzie wypierał, że nie brał. Chociaż moim zdaniem raz się wsypał i to bardzo poważnie, kiedy stwierdził, że wziął pieniądze, ale w prywatnym gabinecie. Nieważne gdzie ja wziąłem pieniądze, ale wziąłem. Miejsce jest nieistotne. I te dwa tysiące wziął od rodziny po to, żeby przeprowadzić operacje, chyba płuc - kontynuował.
– Chyba jest też tak, że sam marszałek Grodzki jest sobie winien, bo gdyby w mateczniku siedział, to nigdy by się Tomek Duklanowski o nim nie dowiedział i pewnie ludzie by nie drążyli tych spraw. Teraz wychodzi jednak na to, że większość społeczeństwa uznaje, że takie osoby ze świecznika powinny być poza podejrzeniami wszelakimi i teraz stąd pewnie mamy różne sygnały na ten temat, że po prostu były dostarczane pieniądze do kieszeni, do szuflady profesora Grodzkiego - zauważył Jacek Liziniewicz.