Pewnego razu moja Babcia wybrała się na rynek w gdańskim Wrzeszczu. Były to czasy, kiedy na rynkach dominowali handlarze zza wschodniej granicy. Babcia zatrzymała się przy jednym ze stoisk, patrząc na kawałek haftowanego płótna.
-A co to? -zapytała
-Ce rusznyk - odpowiedziała po ukraińsku sprzedawczyni
-I rusznyk wyszywany na sczastia dała...- zaczęła Babcia nucić znaną ukraińską piosenkę
-I w dorohu dałeku, ty mene...- zaczęła jej wtórować sprzedawczyni.
Do śpiewu zaczęli się przyłączać inni sprzedawcy, jeden z nich wyciągnął akordeon i zaczął grać. Po chwili cały rynek we Wrzeszczu śpiewał piosenkę o wyszywanym ręczniku.
Okazało się, że w tym dniu, było wśród sprzedających wielu Ukraińców, mieszkających na Syberii. Piosenka o "rusznyku" czyli o haftowanym ręczniku, kojarzyła się im z daleką drogą, do której zmuszeni byli ich przodkowie. Podobny rusznyk widziałem w Gdańsku u koleżanki mojej Babci - Ukrainki, wysiedlonej w akcji "Wisła". Wisiał nad świętym obrazem, w centralnym miejscu dużego pokoju.
Takie ręczniki (rusznyki, ruczniki) towarzyszyły na Kresach prawosławnym i grekokatolikom w ważnych wydarzeniach życiowych. Często matki dawały je dzieciom, udającym się w daleką drogę. Pierwszy ręcznik przeważnie dziecko dostawało na chrzest. Podczas ślubu państwo młodzi często stawali na rusznykach. Ja niestety, na prawosławnych ślubach tego nie widziałem. Obecnie nowożeńcy stają raczej na białych obrusach. Rusznyk dawało się na drogę, także na tę ostatnią drogę.
Rusznyk towarzyszył więc naszym kresowym braciom Ukraińcom, Białorusinom, Rusinom i Tutejszym od chrztu aż do śmierci. Zwyczaj ten pewnie pochodzi z czasów pogańskich, ale został "ochrzczony" i zaczął symbolizować więź z Chrystusem - od chrztu, poprzez ślub i inne ważne wydarzenia życiowe, aż do śmierci.