Rosja zrobiła wszystko co można, żeby nikt nie miał wątpliwości, że to oni zamordowali śp. Aleksandra Litwinienkę – powiedział na konferencji prasowej Janusz Korwin-Mikke. – W służbach specjalnych obowiązuje zasada, że agent nie może zdradzić – dodał.
– Gdyby agent mógł zdradzić i nie zostałby zabity albo przynajmniej solidnie ukarany, wtedy każdy by uciekał, ponieważ agent, który wyjedzie za granicę, dostaje od razu 10 milionów dolarów nagrody. Agent musi być zabity – oświadczył polityk.
Morderstwo byłego agenta Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji (FSB) Aleksandra Litwinienki w 2006 roku było osobiście zatwierdzone przez prezydenta Rosji – wynika z przedstawionych wczoraj ustaleń brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości. Podejrzewa się, że Litwinienko został otruty herbatą zawierającą silnie radioaktywny izotop polonu-210, którą wypił na spotkaniu z byłym agentem rosyjskich służb specjalnych Andriejem Ługowojem i innym, nieznanym mu mężczyzną. Zmarł w londyńskim szpitalu 23 dni po otruciu, 23 listopada 2006 roku.
Wrak smoleński
Pytany o śledztwo smoleńskie Korwin-Mikke stwierdził, że wrak Tu-154M, który 10 kwietnia 2010 roku rozbił się w Smoleńsku, "stanowi naszą własność". – Powinni go oddać. Być może są jakieś przepisy, które mówią, że może on pozostać w Rosji do końca postępowania, ale tak długie śledztwo to kpina – podkreślił europoseł, dodając, że sprawy sądowe trwają bardzo długo także w naszym kraju.
Dziś w Moskwie odbywają się pierwsze od czasu przejęcia władzy przez PiS polsko-rosyjskie konsultacje międzyrządowe na szczeblu wiceszefów MSZ. Ministrowie Marek Ziółkowski i Władimir Titow mają omówić m.in. bilateralną współpracę gospodarczą oraz kwestie bezpieczeństwa. Wiadomo, że polska strona poruszy także temat rosyjskiego śledztwa smoleńskiego. CZYTAJ WIĘCEJ