Jak ustalił tygodnik "Do Rzeczy", prominentny lubuski polityk Platformy Obywatelskiej Robert Dowhan składał nieprawdziwe oświadczenia majątkowe nie wpisując do nich zegarka wartego 40 tys zł. Sprawę zbada Centralne Biuro Antykorupcyjne, a polityk tłumaczy: "Dostałem go od tatusia do ponoszenia".
Jak czytamy w artykule Wojciecha Wybranowskiego, senator Robert Dowhan przez kilka lat z rzędu nie wpisywał do oświadczenia majątkowego zegarka Graham wartego 40 tys zł. Miał to uczynić dopiero w ubiegłym roku, po wybuchu tzw. „zegarkowej afery”, której bohaterem był Sławomir Nowak.
Jak się jednak okazuje tygodnik dotarł do zdjęć senatora Dowhana z lat wcześniejszych m.in. 2012-2013 , na których już nosi ten zegarek.
W rozmowie z tygodnikiem Dowhan przyznaje, że zegarek posiadał wcześniej.
– Dostałem go od tatusia do ponoszenia. Tatuś nosi moje rzeczy, a ja tatusia – przekonywał. Zapytany, dlaczego wpisał go do oświadczeniu dopiero po wybuchu afery związanej z jego partyjnym kolegą odpowiedział:
"Żeby uniknąć takich głupich pytań dziennikarzy jak pańskie".
Jak przyznał Przyznaje jednak – choć zegarek ponoć był tatusia – nie ma podpisanej żadnej umowy użyczenia lub darowizny.
– I co z tego? To niech pan doniesie do urzędu skarbowego. Jestem bardzo bogatym człowiekiem wolno mi mieć taki zegarek – przekonywał senator PO.
Centralne Biuro Antykorupcyjne zapowiedziało, że przyjrzy się sprawie.