W Powstaniu Warszawskim posługiwało około 150 duchownych. To bohaterowie, którzy bez ustanku służyli powstańcom. Przez 63 dni kapelani spowiadali, organizowali wspólne modlitwy oraz msze, aż w końcu sami ginęli podczas spełniania posługi kapłańskiej.
Kapelani Powstania Warszawskiego wykazywali się ogromnym poświęceniem oraz bohaterstwem. Byli doskonale zorganizowani, utrzymywali nieustanny kontakt ze sobą oraz dowództwem, ale co najważniejsze nie opuszczali walczących nawet na chwilę. Przebywali z powstańcami, byli niedaleko działań wojskowych, na ulicach miasta oraz w szpitalach polowych.
- Tak bardzo podnosiła ducha obecność kapłana na linii walk, jak i wśród zwykłych mieszkańców – wspomina powstaniec Andrzej Janicki – Wielu dzielnych księży z narażeniem życia niosło posługę kapłańską. Nieraz trzeba było ich zaprowadzić na miejsca największej potrzeby, o których nie wiedzieli – dodaje powstaniec.
Kapłani we wspomnieniach
Teresa Bojarska, pisarka i łączniczka w Powstaniu Warszawskim, opowiada jak wyglądał wtedy sakrament spowiedzi - Chwilę Biegniemy obok siebie. Szepczę, nie krzyczę, by głos przeniknął huragan dźwięków, swoje wyznanie winy. Uniesiona dłoń, znak krzyż, "Ego te absolvo", ta, ta, ta, ta... zamiast palca spowiednika pukającego w drzewo konfesjonału zaterkotała salwa. Rozbiegliśmy się".
Generał Tadeusz Bór-Komorowski, dowódca Armii Krajowej wspominał o mszach świętych organizowanych podczas powstania. Zazwyczaj sprawowane były przy polowych ołtarzach, a w tle było słychać odgłosy spadających bomb i strzelanin.
- Spojrzałem na księdza stojącego u ołtarza. Odprawiał nabożeństwo, jakby to było w najzacniejszym kościółku. Za jego przykładem obecni na mszy przestali zwracać uwagę na niebezpieczeństwo i modlili się spokojnie dalej, mimo coraz bliższych i coraz gwałtowniejszych wybuchów – wspominał Bór-Komorowski.
Redemptoryści z Karolkowej
Na szczególną pamięć zasługują redemptoryści z ulicy Karolkowej – w historii całej II wojny światowej nie było większego jednorazowego mordu na zakonnikach – ocenia ks. prof. Paweł Mazanka.
Podczas Powstania Warszawskiego Niemcy zamordowali trzydziestu redemptorystów z klasztoru przy ul. Karolkowej na Woli. Rozstrzelano całą wspólnotę. Najstarszy zakonnik miał 78 lat, natomiast najmłodszy nie ukończył 19 roku życia.
Redemptoryści zapewniali okolicznej ludności schronienie w swoim klasztorze. Odprawiali oni dla nich Msze św., spowiadali oraz dzielili się jedzeniem.
Wyrok śmierci
W niedzielę 5 sierpnia o. Tadeusz Müller odprawił w podziemiach kościoła nabożeństwo. Wiedział, że Niemcy są niedaleko i wszystkim grozi śmierć, więc udzielił wszystkim rozgrzeszenia "in articulo mortis" co oznacza "w niebezpieczeństwie śmierci".
Następnego dnia między 2.00-3.00 w nocy rozegrał się dramat. Grupa Dirlewangera, znana ze szczególnego okrucieństwa, okrążyła klasztor. Niemcy wydali rozkaz "Macie 15 minut na opuszczenie klasztoru. Kto zostanie wewnątrz, zostanie natychmiast rozstrzelany". Wyszli wszyscy zakonnic oraz osoby przebywające w klasztorze w tym kobiety i dzieci.
Wszystkich podzielono na grupy. W pierwszej szli zakonnicy, a w kolejnych mężczyźni i kobiety z dziećmi.
Poświęcenie
- Ojców ustawiono w szeregu. Młody gestapowiec strzelał z tyłu z pistoletu w głowę – opisuje świadectwo masakry o. Paweł Mazanka – Naszego przełożonego, o. Kanię, zostawił na koniec. Chodził jeszcze z takim szatańskim uśmiechem, zaszedł ojca z przodu, wymierzył mu w twarz i strzelił (...) Tak nasi ojcowie zginęli w Święto Przemienienia Pańskiego. Zginęli też, co rzadko się podkreśla, w święto św. Alfonsa Liguori naszego założyciela – tłumaczy o. Prof. Paweł Mazanka
Ciała redemptorystów oblano benzyną i spalono. Kiedy Niemcy prowadzili następną grupę na egzekucję, przyjechał Niemiec z rozkazem Hitlera o nie rozstrzeliwaniu cywilów. W ten sposób grupa Polaków szukająca schronienia pod skrzydłami redemptorystów została ocalona.