Kolejne informacje dotyczące działania aparatu państwowego za czasów koalicji PO-PSL udowadniają, że powołanie komisji śledczej w sprawie Amber Gold było konieczne. Warto przypomnieć, że liderzy PO byli jej przeciwni. Gdy afera wyszła na jaw, opozycja domagała się wyjaśnienia sprawy na forum parlamentu. I to właśnie wtedy Donald Tusk mówił, że „nie widzi powodu” powoływania komisji śledczej, Grzegorz Schetyna twierdził zaś, że „komisja śledcza to hucpa i coś niepotrzebnego”.
Dziś widać, że w tuszowanie afery były zaangażowane m.in. prokuratura, urzędy państwowe i służby specjalne. A nadzór nad służbami sprawował nie kto inny jak Donald Tusk. Podległe mu służby wprawdzie prowadziły działania operacyjne wobec Marcina P., szefa Amber Gold, ale wiedział on, że jest podsłuchiwany w trakcie całej operacji. ABW, sporządzając stenogramy zarejestrowanych rozmów, spisywała nie całość zapisu, ale tylko to, co uznała za ważne.
I nie wiadomo, czy była to inicjatywa agencji, czy też ktoś jej polecił tak właśnie robić. Wniosek nasuwa się jeden: służby, które nadzorował premier Donald Tusk, kryły aferę, której szczegóły miały na zawsze pozostać w ukryciu.