W końcu minionego tygodnia okazało się, że w Platformie Obywatelskiej odbędą się prawybory, a ich zwycięzca powalczy z kandydatami innych partii o urząd prezydenta Polski. Jednak zanim do tego doszło, były niespodziewane zwroty akcji i nieoczekiwane wyznania - pisze Dorota Kania w dzisiejszym numerze "Gazety Polskiej Codziennie".
Dziś już wiadomo, że kandydatami PO są Małgorzata Kidawa-Błońska, wicemarszałek Sejmu, oraz Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania. Start Jaśkowiaka był zaskoczeniem dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej – według nieoficjalnych informacji była mocno z tego niezadowolona. Grzegorz Schetyna postawił ją w mało komfortowej sytuacji – niemal do końca utrzymywał wicemarszałek w przekonaniu, że jest jedyną kandydatką. Okazało się jednak, że jest kontrkandydat, który pojawił się niemal w ostatnim momencie.
Ustawione prawybory
Przed ogłoszeniem kandydatury Jaśkowiaka na profilu Radosława Sikorskiego pojawiła się niespodziewana deklaracja. Europoseł Platformy Obywatelskiej oświadczył, że nie wystartuje w wyścigu do fotela prezydenckiego, chociaż wcześniej spekulowano o jego starcie, a sam Radosław Sikorski temu nie zaprzeczał.
„Długo myślałem nad tym, w jaki sposób najbardziej mogę przyczynić się do zwycięstwa. Znają mnie państwo. Gdy walczę, to na całego. Doszedłem jednak do wniosku, że tym razem w sytuacji totalnego upolitycznienia mediów publicznych przez partię rządzącą, rywalizacja w obozie demokratycznym nie służyłaby sprawie. Dlatego w poczuciu odpowiedzialności za nadzieje milionów Polaków na demokratyczną i europejską ojczyznę zdecydowałem się nie kandydować. Sercem i czynem poprę tego, kto zostanie naszym kandydatem” – powiedział Radosław Sikorski, który blisko dziesięć lat temu przegrał prawybory z Bronisławem Komorowskim. 28 marca 2010 r. będący wówczas marszałkiem Sejmu Bronisław Komorowski uzyskał 68,5 proc. głosów, a jego rywal – ówczesny szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski – 31,5 proc.
Dziś na światło dzienne wychodzą nowe informacje o brudnych grach w PO, które toczyły się w związku z prawyborami.
„Gdy Radosław Sikorski mówił o tym, że były ustawione, to wiedział, co mówi” – stwierdził w minionym tygodniu w wywiadzie z portalem „Faktu” Jacek Protasiewicz, były polityk Platformy Obywatelskiej, obecnie poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego. Protasiewicz mówił również, że próbował przekonywać Grzegorza Schetynę, który w 2010 r. był szefem klubu parlamentarnego, że każdy w tym wyścigu powinien mieć równe szanse, ale – jak podkreślił poseł PSL – takie argumenty budziły u Schetyny jedynie jego irytację. Wtedy nie było wiadomo, że władze PO blokowały pieniądze na spotkania Radosława Sikorskiego z działaczami lokalnymi we Wrocławiu. „Przyjechali tylko działacze z Wrocławia, bo pozostałym strukturom terenowym przekazano, że lider regionu sobie tego nie życzy. Nie pojawili się ludzie z regionu, którzy mieli prawo głosu w tych prawyborach” – stwierdził Jacek Protasiewicz, podkreślając, że spotkanie Bronisława Komorowskiego z działaczami przebiegło bez problemów i ze wszystkimi honorami.
Jaśkowiak ratuje Schetynę
Tuż po ogłoszeniu startu Jacka Jaśkowiaka obecny prezydent Poznania z jednej strony wygłosił peany pochwalne na cześć Grzegorza Schetyny, a z drugiej zaatakował prezydenta Andrzeja Dudę, stwierdzając, że „ośmieszył on urząd prezydenta”.
„Polska potrzebuje silnej prezydentury, która zatrzyma łamanie praworządności, wydobędzie kraj z chaosu partyjniactwa i przywróci wszystkim obywatelom prawdziwe poczucie wspólnoty. Podjąłem się tego wyzwania. Dlatego zgłosiłem swoją kandydaturę w prawyborach” – napisał na Twitterze Jaśkowiak.
Ten wpis pokazuje, w jakim kierunku będzie szła jego kampania i że jego wyznacznikiem będzie „ulica i zagranica”, czyli dalsza realizacja planu przyjętego przez PO cztery lata temu.
Komentatorzy wskazują, że Jaśkowiak w rzeczywistości uratował Grzegorza Schetynę – prawybory mają się odbyć 14 grudnia, a niedługo potem odbędą się wybory na funkcję przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Niemrawa wewnętrzna opozycja w PO została w ten sposób maksymalnie osłabiona – Schetyna jest zbyt dobrym graczem politycznym, by nie wykorzystać możliwości, jakie dają prawybory. Oczywiście będą słyszalne głosy krytyczne, jak np. Julii Pitery, ale nie będą one miały żadnego znaczenia i wpływu.
Po kolejnych przegranych wyborach niektórzy działacze i politycy domagali się rozliczenia Schetyny, w którym upatrywali źródło wyborczych porażek. Spotkali się między innymi ze sprzeciwem ludzi oddanych Schetynie, którzy zawdzięczają mu niemal wszystko w polityce. Obecny szef PO stosuje bowiem zasadę „dziel i rządź”, nie zapominając o swoich towarzyszach, których nie opuszcza nawet wtedy, gdy są wizerunkowym obciążeniem dla partii. Wystarczy przypomnieć najgłośniejsze afery i parlamentarzystów, którzy dostali się do Sejmu i Senatu mimo ciążących na nich zarzutach, jak np. Cezary Grabarczyk czy Sławomir Neumann. Schetyna nie pozwolił ich skrzywdzić i tak umeblował listy, by jego koledzy bez problemu dostali się do parlamentu.
Oczywiście pod koniec roku będą różnego rodzaju przecieki z PO na temat kontrkandydatów Schetyny w wyborach na szefa Platformy. Czy wśród nich będzie ktoś, kto go pokona? Moim zdaniem – nie. Schetyna w polityce jest blisko 40 lat – przeżył różnego rodzaju wzloty i upadki; umie czekać i umie przeprowadzać różnego rodzaju rozgrywki. To, że Radosław Sikorski powiedział o nim „lwowski żulik”, miało źródło właśnie w sposobie prowadzenia gier politycznych, które z czystymi zagraniami miały niewiele wspólnego.
CAŁY TEKST CZYTAJ W DZISIEJSZYM NUMERZE DZIENNIKA "GAZETA POLSKA CODZIENNIE"